sobota, 3 stycznia 2015

Rozdział 4 – Część 3 – Roger

"Uśmiech to pół pocałunku."


~7 października~

Spojrzałem na zegarek, dochodziła już godzina siedemnasta. Właśnie wracałem z treningu tańca, na którym Megan dała mi, oraz naszemu kochanemu koreańskiemu rodzeństwu niesamowity wycisk.
Ostatni miesiąc dla mnie był bardzo intensywny, zarówno w kwestii nauki i treningów. Mimo tego, że był to początek roku nauczyciele już cisnęli. Na dzień dobry już kartkóweczki i odpowiedzi ustne. Ludzie mamy dopiero październik, a ja nie wiem w co ręce włożyć. Do tego wszystkiego dochodził konkurs taneczny, na który Megan zapisała nasz zespół, więc treningów też mi przybyło. Przez cały ten czas nie byłem na ani jednej imprezie, przez to sporo mnie ominęło, ale teraz powinno być coraz lepiej. Rozmawiałem dziś z Megan, i konkurs wypada za równy tydzień, a po nim wszystko wróci do normy. Mam nadzieję, że również nauczyciele trochę zluzują. Jeszcze moja kochana siostrzyczka, Aylin, odwalała jakieś dziwne akcje. Chodziła jakaś smutna i nieobecna. Pytałem jej się z miliard razy co się stało, a ona mi za każdym razem odpowiadała „nic”, no oszaleć można. W końcu poległem, więc już się jej nie pytam, w odpowiednim czasie sama przyjdzie i mi się wygada.
Doszedłem do swojego pokoju, już miałem wsadzić kluczyk i go przekręcić, ale zauważyłem, że drzwi były otwarte. „Czyżby Max wrócił wcześniej od dziewczyny? Nie, niemożliwe.” przeszło mi przez myśl.
Wszedłem powoli do środka. Stanąłem w progu jak wryty i zatkało mnie, gdy spostrzegłem, że na środkowym łóżku siedział jakiś brunet.
Kim Ty jesteś? – spytałem się go mierząc wzrokiem od góry do dołu.
Chłopak wstał, po czym podszedł do mnie – Seth Pelayo. – przedstawił się wyciągając dłoń w moją stronę. Patrzyłem tępo, to na jego twarz, to na dłoń.
Kim Ty jesteś? Bo ja dalej nie wiem. – powiedziałem zirytowany.
Twoim, a raczej waszym nowym współlokatorem. – rzekł chłopak uśmiechając się. Na te słowa zacząłem się śmiać najgłośniej jak potrafiłem.
O jejku... kolego, dobry kawał. A tak na poważnie kim jesteś? – powiedziałem, gdy już przestałem się śmiać i wytarłem łzy z kącików oczu.
Powiedziałem już, że waszym nowym współlokatorem. – powiedział brunet bardzo poważnie.
Ty nie żartujesz. – mruknąłem cicho i wyszedłem z pokoju otwierając drzwi całą swoją siłą. Zmierzałem szybko do pokoju wychowawców. Gdy wszedłem do niego było tam kilka pierwszaków. Tylko zmierzyłem ich wszystkich wzrokiem, a oni momentalnie opuścili pokój.
Proszę panią, jest sprawa. – powiedziałem z szerokim uśmiechem do pani Green. To zawsze na nią działało, uśmiech i miły głos.
Słucham Cię. – spojrzała na mnie.
Bo ten nowy chłopak w naszym pokoju, zaszła jakaś pomyłka. – usiadłem naprzeciwko niej dalej się uśmiechając.
Jak się nazywa? – zerknęła mi w oczy z delikatnym uśmiechem.
Seth Pelayo. – rzuciłem obojętnym tonem. Pani Green zerknęła do jakiegoś notesu, po czym rzekła. – Nie drogi Rogerze, nie zaszła żadna pomyłka. Seth jest chłopakiem ze School of Lion King, więc Ty jako nasz przewodniczący rady uczniowskiej tutaj w internacie powinieneś go mile przyjąć.
Ale proszę panią no... – zacząłem, ale mi przerwała.
Jakie no Roger, jakie no? Wracasz do pokoju i pytasz się nowego kolegi, czy mu się tu podoba, czy się nie stresuje. Wszystko z uśmiechem oczywiście. – powiedziała rozkazującym tonem który, nie przyjmował sprzeciwu.
Dobrze. – mruknąłem, wstałem i wyszedłem z pokoju. Ruszyłem w stronę pokoju trzysta siedemnaście, ale, gdy zapukałem pocałowałem klamkę, nikogo nie było, dlatego też wróciłem do swojego pokoju. Na całe szczęście nie było tam tego kolesia. Wziąłem wszystkie potrzebne rzeczy i zmierzyłem pod zasłużony prysznic.
Gdy po tej chwilowej przyjemności przekroczyłem próg pokoju od razu chciałem z niego wyjść, gdyż mój nowy współlokator tam znowu był. Niby tylko ogarniał coś na laptopie i oddychał, ale to wystarczyło bym chciał się na niego rzucić z pięściami. Wziąłem głęboki oddech i ruszyłem pod szafę, wrzuciłem tam rzeczy z treningu, oraz ręcznik, wyciągnąłem szare jeansy i czarną podkoszulkę. Gdy robiłem te czynności czułem wzrok Setha na sobie, nie było, to przyjemne uczucie, więc miałem mu zwrócić uwagę, ale nagle wszedł Max do pokoju.
Siema. – rzuciłem zakładając koszulkę.
Cześć, kto to jest? – wskazał palcem na nowego i usiadł na swoim łóżku.
Nasz nowy kolega i współlokator. – rzuciłem z lekkim sarkazmem w głosie ubierając spodnie.
Cudownie, że ja o czymkolwiek wiedziałem.. – mruknął zirytowany Max i kontynuował. – Ty Roger, szykuj się, załatwiłem Ci randkę. – rzekł z szerokim uśmiechem.
Z kim?! – krzyknąłem na niego, ponieważ byłem zirytowany, gdyż znowu próbował mnie swatać z jakąś lafiryndą.
Mój drogi przyjacielu z Callie McMillan. – rzucił uśmiechając się, jak idiota.
Ale, jak...przecież ostatnio jak z nią rozmawiałem ona miała jakiegoś kolesia. – spojrzałem na niego zaskoczony.
Ale już z nim nie jest w cholerę czasu. Zbieraj się, masz po nią podjechać za 20 minut. I zabierz ją w jakieś oryginalne miejsce.
Stary dzięki, wiem już nawet, gdzie ją zabiorę. – wziąłem telefon , portfel , bluzę i kluczyki do auta. Rzuciłem wychodząc z pokoju – To widzimy się potem.

~

Dwadzieścia minut później czekałem przed domem Callie. Stresowałem się strasznie, gorzej niż przed pierwszą randką. „Dobra Roger, dasz radę.” – szepnąłem sam do siebie i wyszedłem z auta. Przeszedłem przez chodnik, trzy stopniowe schody i stanąłem przed drzwiami, nacisnąłem dzwonek.
Po pięciu minutach Callie otworzyła mi drzwi. Miała na sobie czarne spodnie z wysokim stanem, różową koszulę którą miała wpuszczoną do spodni i czarne balerinki. Włosy były rozpuszczone i w lekkim nieładzie, wyglądała uroczo, a przy tym pociągająco.
Cześć. – powiedziałem ze szczerym uśmiechem.
Hej. – Callie odwzajemniła uśmiech, po czym wyszła z domu i ruszyliśmy razem w stronę auta. Gdy doszliśmy do niego otworzyłem jej drzwi od strony pasażera, a gdy wsiadła zamknąłem je. Przeszedłem na drugą stronę, usiadłem za kierownicą i ruszyliśmy.
Co byś dziś chciała robić? – spytałem, a uśmiech nie schodził mi z twarzy.
Nie wiem, nie mam pojęcia. – powiedziała patrząc na mnie.
To co powiesz na wesołe miasteczko? – rzuciłem i zerknąłem na nią, a nasze spojrzenia na kilka sekund się spotkały.
Z chęcią. – odpowiedziała Callie dalej na mnie patrząc. Cholerna, ta dziewczyna jest naprawdę cudowna. Drobne ciało, ładny uśmiech, niesamowite spojrzenie. Nigdy mi się nie podobały takie dziewczyny, ale ona ma w sobie to coś.
Do wesołego miasteczka dojechaliśmy już w ciszy. Na parkingu zostawiliśmy auto, po czym ruszyliśmy w stronę budki z biletami. Gdy znaleźliśmy się przed nią musieliśmy stanąć w kilkuosobowej kolejce. Szybko kupiłem dwa bilety i przeszliśmy przez główne wejście,.
To co rollercoaster, dom strachów, diabelski młyn i strzelnica ? – powiedziałem z szerokim uśmiechem.
Podoba mi się ten plan. – odpowiedziała Callie. Złapałem ją delikatnie za dłoń i razem ruszyliśmy w stronę kolejek.
~

Godzinę później czekaliśmy w kolejce na strzelnicy. Tak jak zaproponowałem najpierw była kolejka górska, na której byliśmy trzy razy, w domu strachów Callie cały czas krzyczała i piszczała...no dobra ja też raz pisnąłem. Na diabelskim młynie nuda jak dla mnie, ale jasnowłosa zachwycała się widokami.
Gdy była nasza kolej dostałem od pana, który na tym stoisku pilnował wszystkiego strzelbę na kulki.
Szło mi bardzo dobrze, co było niesamowicie dziwne, bo nigdy nic nie wygrałem, a tu proszę bardzo mogłem sobie wybrać nagrodę, więc wybrałem dużą pluszową pandę. Gdy odebrałem ją spojrzałem na Callie i z uśmiechem wręczyłem jej misia.
Ale ja nie mogę Roger... – powiedziała zawstydzona dziewczyna, wyglądając przy tym niesamowicie uroczo.
Callie, ale to prezent dla Ciebie.
Dziękuję. – stanęła na palcach i dała mi buzi w policzek, ja w tym momencie odwróciłem głowę i nasze usta się spotkały, pocałunek był delikatny, nienaganny i czuły. W tym momencie poczułem motyle w brzuchu, a żołądek zrobił fikołka. Po dłuższej chwili Callie się odsunęła ode mnie minimalnie. Spojrzałem jej w oczy szczerząc się jak debil.
Wracamy? – spytała się mnie jasnowłosa.
A może jeszcze przejdziemy się po plaży? – rzuciłem łapiąc ją delikatnie za dłoń.
Z chęcią. – odpowiedziała dziewczyna patrząc na nasze dłonie.
Ruszyliśmy powoli w stronę plaży która znajdowała się niedaleko wesołego miasteczka. Po drodze rozmawialiśmy o szkole, nauczycielach i przyszłości. Dowiedziałem się, że Callie jest na profilu naukowym, nie lubi pani od matematyki i chcę kiedyś z Amandą otworzyć kawiarnio-cukiernię.
A Ty co chcesz robić w przyszłości? – spytała się mnie jasnowłosa.
Chciałbym zostać choreografem i otworzyć swoją własną szkołę tańca. – odpowiedziałem patrząc na nią.
Dusza artysty? – zerknęła na mnie zaskoczona dziewczyna.
Chyba nie, ale umiem grać na fortepianie i gitarze. – zaśmiałem się krótko.
Ty? Aż nie mogę uwierzć. Musisz mi kiedyś zagrać. – oznajmiła, gdy weszliśmy na piasek.
Zachcianka rodziców, chcieli mi wbić na ambicję i zrobić ze mnie sławnego na całym świecie artystę. – powiedziałem z goryczą w głosie.
A co z tańcem?
Są przeciwni jeśli o to chodzi, nie chcą żebym robił coś co jest dla mnie czymś ważnym. Bezsens. – rzekłem patrząc w piasek. Nie chciałem o tym rozmawiać, ponieważ to była bolesna sprawa dla mnie. Dziewczyna to musiała wyczuć i od razu zmieniła temat. – Ale tu przyjemnie. – powiedziała podchodząc bliżej wody.
Bo jeszcze Cię tam wrzucę. – rzekłem uśmiechając się kpiąco.
A ino byś spróbował, zabiłabym. – powiedziała zamaczając dłonie w wodzie. Spojrzałem na nią, widząc co robi zacząłem się śmiać – Gorzej niż dziecko.
Jesteś wredny... – mruknęła podchodząc do mnie i położyła mokre dłonie na moje policzki – Ale dobrze całujesz. – spojrzała w moje oczy. Na te słowa uśmiechnąłem się szeroko i rzekłem.
Callie McMillan jest cholernie cudowną dziewczyną. To kiedy ślub? – zerknęliśmy na siebie i wybuchliśmy śmiechem.
Wracamy? Bo jutro niestety szkoła. – zapytała się mnie moja dziewczyna, przecież ją już mogę tak nazywać.
Tak, wracajmy. – cmoknąłem ją szybko w usta, złapałem za dłoń i poszliśmy do auta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz