"Uśmiech to pół pocałunku."
~7
października~
Spojrzałem
na zegarek, dochodziła już godzina siedemnasta. Właśnie wracałem
z treningu tańca, na którym Megan dała mi, oraz naszemu kochanemu
koreańskiemu rodzeństwu niesamowity wycisk.
Ostatni
miesiąc dla mnie był bardzo intensywny, zarówno w kwestii nauki i
treningów. Mimo tego, że był to początek roku nauczyciele już
cisnęli. Na dzień dobry już kartkóweczki i odpowiedzi ustne.
Ludzie mamy dopiero październik, a ja nie wiem w co ręce włożyć.
Do tego wszystkiego dochodził konkurs taneczny, na który Megan
zapisała nasz zespół, więc treningów też mi przybyło. Przez
cały ten czas nie byłem na ani jednej imprezie, przez to sporo mnie
ominęło, ale teraz powinno być coraz lepiej. Rozmawiałem dziś z
Megan, i konkurs wypada za równy tydzień, a po nim wszystko wróci
do normy. Mam nadzieję, że również nauczyciele trochę zluzują.
Jeszcze moja kochana siostrzyczka, Aylin, odwalała jakieś dziwne
akcje. Chodziła jakaś smutna i nieobecna. Pytałem jej się z
miliard razy co się stało, a ona mi za każdym razem odpowiadała
„nic”, no oszaleć można. W końcu poległem, więc już się
jej nie pytam, w odpowiednim czasie sama przyjdzie i mi się wygada.
Doszedłem
do swojego pokoju, już miałem wsadzić kluczyk i go przekręcić,
ale zauważyłem, że drzwi były otwarte. „Czyżby Max wrócił
wcześniej od dziewczyny? Nie, niemożliwe.” przeszło mi przez
myśl.
Wszedłem
powoli do środka. Stanąłem w progu jak wryty i zatkało mnie, gdy
spostrzegłem, że na środkowym łóżku siedział jakiś brunet.
– Kim
Ty jesteś? – spytałem się go mierząc wzrokiem od góry do dołu.
Chłopak
wstał, po czym podszedł do mnie – Seth Pelayo. – przedstawił
się wyciągając dłoń w moją stronę. Patrzyłem tępo, to na
jego twarz, to na dłoń.
– Kim
Ty jesteś? Bo ja dalej nie wiem. – powiedziałem zirytowany.
– Twoim,
a raczej waszym nowym współlokatorem. – rzekł chłopak
uśmiechając się. Na te słowa zacząłem się śmiać najgłośniej
jak potrafiłem.
– O
jejku... kolego, dobry kawał. A tak na poważnie kim jesteś? –
powiedziałem, gdy już przestałem się śmiać i wytarłem łzy z
kącików oczu.
– Powiedziałem
już, że waszym nowym współlokatorem. – powiedział brunet
bardzo poważnie.
– Ty
nie żartujesz. – mruknąłem cicho i wyszedłem z pokoju
otwierając drzwi całą swoją siłą. Zmierzałem szybko do pokoju
wychowawców. Gdy wszedłem do niego było tam kilka pierwszaków.
Tylko zmierzyłem ich wszystkich wzrokiem, a oni momentalnie opuścili
pokój.
– Proszę
panią, jest sprawa. – powiedziałem z szerokim uśmiechem do pani
Green. To zawsze na nią działało, uśmiech i miły głos.
– Słucham
Cię. – spojrzała na mnie.
– Bo
ten nowy chłopak w naszym pokoju, zaszła jakaś pomyłka. –
usiadłem naprzeciwko niej dalej się uśmiechając.
– Jak
się nazywa? – zerknęła mi w oczy z delikatnym uśmiechem.
– Seth
Pelayo. – rzuciłem obojętnym tonem. Pani Green zerknęła do
jakiegoś notesu, po czym rzekła. – Nie drogi Rogerze, nie zaszła
żadna pomyłka. Seth jest chłopakiem ze School of Lion King, więc
Ty jako nasz przewodniczący rady uczniowskiej tutaj w internacie
powinieneś go mile przyjąć.
– Ale
proszę panią no... – zacząłem, ale mi przerwała.
– Jakie
no Roger, jakie no? Wracasz do pokoju i pytasz się nowego kolegi,
czy mu się tu podoba, czy się nie stresuje. Wszystko z uśmiechem
oczywiście. – powiedziała rozkazującym tonem który, nie
przyjmował sprzeciwu.
– Dobrze.
– mruknąłem, wstałem i wyszedłem z pokoju. Ruszyłem w stronę
pokoju trzysta siedemnaście, ale, gdy zapukałem pocałowałem
klamkę, nikogo nie było, dlatego też wróciłem do swojego pokoju.
Na całe szczęście nie było tam tego kolesia. Wziąłem wszystkie
potrzebne rzeczy i zmierzyłem pod zasłużony prysznic.
Gdy
po tej chwilowej przyjemności przekroczyłem próg pokoju od razu
chciałem z niego wyjść, gdyż mój nowy współlokator tam znowu
był. Niby tylko ogarniał coś na laptopie i oddychał, ale to
wystarczyło bym chciał się na niego rzucić z pięściami. Wziąłem
głęboki oddech i ruszyłem pod szafę, wrzuciłem tam rzeczy z
treningu, oraz ręcznik, wyciągnąłem szare jeansy i czarną
podkoszulkę. Gdy robiłem te czynności czułem wzrok Setha na
sobie, nie było, to przyjemne uczucie, więc miałem mu zwrócić
uwagę, ale nagle wszedł Max do pokoju.
– Siema.
– rzuciłem zakładając koszulkę.
– Cześć,
kto to jest? – wskazał palcem na nowego i usiadł na swoim łóżku.
– Nasz
nowy kolega i współlokator. – rzuciłem z lekkim sarkazmem w
głosie ubierając spodnie.
– Cudownie,
że ja o czymkolwiek wiedziałem.. – mruknął zirytowany Max i
kontynuował. – Ty Roger, szykuj się, załatwiłem Ci randkę. –
rzekł z szerokim uśmiechem.
– Z
kim?! – krzyknąłem na niego, ponieważ byłem zirytowany, gdyż
znowu próbował mnie swatać z jakąś lafiryndą.
– Mój
drogi przyjacielu z Callie McMillan. – rzucił uśmiechając się,
jak idiota.
– Ale,
jak...przecież ostatnio jak z nią rozmawiałem ona miała jakiegoś
kolesia. – spojrzałem na niego zaskoczony.
– Ale
już z nim nie jest w cholerę czasu. Zbieraj się, masz po nią
podjechać za 20 minut. I zabierz ją w jakieś oryginalne miejsce.
– Stary
dzięki, wiem już nawet, gdzie ją zabiorę. – wziąłem telefon ,
portfel , bluzę i kluczyki do auta. Rzuciłem wychodząc z pokoju –
To widzimy się potem.
~
Dwadzieścia
minut później czekałem przed domem Callie. Stresowałem się
strasznie, gorzej niż przed pierwszą randką. „Dobra Roger, dasz
radę.” – szepnąłem sam do siebie i wyszedłem z auta.
Przeszedłem przez chodnik, trzy stopniowe schody i stanąłem przed
drzwiami, nacisnąłem dzwonek.
Po
pięciu minutach Callie otworzyła mi drzwi. Miała na sobie czarne
spodnie z wysokim stanem, różową koszulę którą miała
wpuszczoną do spodni i czarne balerinki. Włosy były rozpuszczone i
w lekkim nieładzie, wyglądała uroczo, a przy tym pociągająco.
– Cześć.
– powiedziałem ze szczerym uśmiechem.
– Hej.
– Callie odwzajemniła uśmiech, po czym wyszła z domu i
ruszyliśmy razem w stronę auta. Gdy doszliśmy do niego otworzyłem
jej drzwi od strony pasażera, a gdy wsiadła zamknąłem je.
Przeszedłem na drugą stronę, usiadłem za kierownicą i
ruszyliśmy.
– Co
byś dziś chciała robić? – spytałem, a uśmiech nie schodził
mi z twarzy.
– Nie
wiem, nie mam pojęcia. – powiedziała patrząc na mnie.
– To
co powiesz na wesołe miasteczko? – rzuciłem i zerknąłem na nią,
a nasze spojrzenia na kilka sekund się spotkały.
– Z
chęcią. – odpowiedziała Callie dalej na mnie patrząc. Cholerna,
ta dziewczyna jest naprawdę cudowna. Drobne ciało, ładny uśmiech,
niesamowite spojrzenie. Nigdy mi się nie podobały takie dziewczyny,
ale ona ma w sobie to coś.
Do
wesołego miasteczka dojechaliśmy już w ciszy. Na parkingu
zostawiliśmy auto, po czym ruszyliśmy w stronę budki z biletami.
Gdy znaleźliśmy się przed nią musieliśmy stanąć w
kilkuosobowej kolejce. Szybko kupiłem dwa bilety i przeszliśmy
przez główne wejście,.
– To
co rollercoaster, dom strachów, diabelski młyn i strzelnica ? –
powiedziałem z szerokim uśmiechem.
~
Godzinę
później czekaliśmy w kolejce na strzelnicy. Tak jak zaproponowałem
najpierw była kolejka górska, na której byliśmy trzy razy, w domu
strachów Callie cały czas krzyczała i piszczała...no dobra ja też
raz pisnąłem. Na diabelskim młynie nuda jak dla mnie, ale
jasnowłosa zachwycała się widokami.
Gdy
była nasza kolej dostałem od pana, który na tym stoisku pilnował
wszystkiego strzelbę na kulki.
Szło
mi bardzo dobrze, co było niesamowicie dziwne, bo nigdy nic nie
wygrałem, a tu proszę bardzo mogłem sobie wybrać nagrodę, więc
wybrałem dużą pluszową pandę. Gdy odebrałem ją spojrzałem na
Callie i z uśmiechem wręczyłem jej misia.
– Ale
ja nie mogę Roger... – powiedziała zawstydzona dziewczyna,
wyglądając przy tym niesamowicie uroczo.
– Callie,
ale to prezent dla Ciebie.
– Dziękuję.
– stanęła na palcach i dała mi buzi w policzek, ja w tym
momencie odwróciłem głowę i nasze usta się spotkały, pocałunek
był delikatny, nienaganny i czuły. W tym momencie poczułem motyle
w brzuchu, a żołądek zrobił fikołka. Po dłuższej chwili Callie
się odsunęła ode mnie minimalnie. Spojrzałem jej w oczy szczerząc
się jak debil.
– Wracamy?
– spytała się mnie jasnowłosa.
– A
może jeszcze przejdziemy się po plaży? – rzuciłem łapiąc ją
delikatnie za dłoń.
– Z
chęcią. – odpowiedziała dziewczyna patrząc na nasze dłonie.
Ruszyliśmy
powoli w stronę plaży która znajdowała się niedaleko wesołego
miasteczka. Po drodze rozmawialiśmy o szkole, nauczycielach i
przyszłości. Dowiedziałem się, że Callie jest na profilu
naukowym, nie lubi pani od matematyki i chcę kiedyś z Amandą
otworzyć kawiarnio-cukiernię.
– A
Ty co chcesz robić w przyszłości? – spytała się mnie
jasnowłosa.
– Chciałbym
zostać choreografem i otworzyć swoją własną szkołę tańca. –
odpowiedziałem patrząc na nią.
– Dusza
artysty? – zerknęła na mnie zaskoczona dziewczyna.
– Chyba
nie, ale umiem grać na fortepianie i gitarze. – zaśmiałem się
krótko.
– Ty?
Aż nie mogę uwierzć. Musisz mi kiedyś zagrać. – oznajmiła,
gdy weszliśmy na piasek.
– Zachcianka
rodziców, chcieli mi wbić na ambicję i zrobić ze mnie sławnego
na całym świecie artystę. – powiedziałem z goryczą w głosie.
– A
co z tańcem?
– Są
przeciwni jeśli o to chodzi, nie chcą żebym robił coś co jest
dla mnie czymś ważnym. Bezsens. – rzekłem patrząc w piasek. Nie
chciałem o tym rozmawiać, ponieważ to była bolesna sprawa dla
mnie. Dziewczyna to musiała wyczuć i od razu zmieniła temat. –
Ale tu przyjemnie. – powiedziała podchodząc bliżej wody.
– Bo
jeszcze Cię tam wrzucę. – rzekłem uśmiechając się kpiąco.
– A
ino byś spróbował, zabiłabym. – powiedziała zamaczając dłonie
w wodzie. Spojrzałem na nią, widząc co robi zacząłem się śmiać
– Gorzej niż dziecko.
– Jesteś
wredny... – mruknęła podchodząc do mnie i położyła mokre
dłonie na moje policzki – Ale dobrze całujesz. – spojrzała w
moje oczy. Na te słowa uśmiechnąłem się szeroko i rzekłem.
– Callie
McMillan jest cholernie cudowną dziewczyną. To kiedy ślub? –
zerknęliśmy na siebie i wybuchliśmy śmiechem.
– Wracamy?
Bo jutro niestety szkoła. – zapytała się mnie moja dziewczyna,
przecież ją już mogę tak nazywać.
– Tak,
wracajmy. – cmoknąłem ją szybko w usta, złapałem za dłoń i
poszliśmy do auta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz