~
7 października ~
Właśnie
zaczynaliśmy lekcję angielskiego z panią Kyoumi
Palmer – ładną, krótko ściętą młodą Azjatką, gdy
niespodziewanie do klasy wszedł nasz wychowawca – pan David
Dallas, nauczyciel matematyki.
Mężczyzna
ubrany był dziś w białą koszulę, szarą marynarkę i ciemne
spodnie, a jego zadowolony wyraz twarzy mówił ewidentnie, że
powinniśmy się bać. Miał on bowiem w zwyczaju śmiać się z
naszego nieszczęścia. Oczywiście nie chodzi o to, że nas nie
lubi.
– Proszę
wybaczyć, że przerywam lekcję, ale musimy to załatwić dzisiaj. –
zaczął wyjmując z ciemnej teczki dość pokaźny plik kartek. –
Mam dla was informacje odnośnie przydzielonych wam uczniów. Do tego
od jutra część z nich dołączy również do naszej klasy, więc
proszę abyście ciepło ich przyjęli.
– A
będą jakieś ładne dziewczyny? – spytał donośnie Michael, za
co od razu dostał po głowie od siedzącej obok Amber.
– Ty
Michael lepiej pilnuj swojej dziewczyny, a nie się za innymi
oglądasz.
– Ale
ja się za nikim nie oglądam! Mam tylko jeden ideał, który siedzi
obok mnie. – uśmiechnął się przytulając czarnowłosą.
– Dobra
dobra, koniec tego dobrego. – rzucił i począł wywoływać
uczniów z pierwszych ławek. – Hernandez, Diaz, Yeong...Eun Yeong.
– poprawił się, wiedząc, że zaraz padnie pytanie, które z
bliźniaków jest wołane. – Rozdajcie proszę te dokumenty. –
Cała trójka od razu zabrała się do działania. – Macie tu
informacje odnośnie uczniów, którymi będziecie się zajmować.
Poczekałam
aż Eun wręczy mi teczkę z papierami i zaraz zaczęłam przeglądać
informacje o moich nowych podopiecznych. „A to ci niespodzianka”
pomyślałam dostrzegając na zdjęciu Daniela Johnsona. Zaraz też
przejrzałam inne kartki i okazało się, że nie jest on jedyną
osobą, którą przyjdzie mi się zająć. Na dalszych stronach
znajdowały się informacje o niejakim Derricku Perhamie. Spojrzałam
na załączone zdjęcie. Przedstawiony na nim chłopak był raczej
typem buntownika. Krótko ścięte ciemne włosy, lekki zarost,
skórzana kurtka. „Nie sprawia większych problemów” miało
zapewne oznaczać, że da się go ujarzmić, zobaczymy.
Spojrzałam
na siedzących obok Herberta i Aratę. O ile po tym pierwszym nie
dało się powiedzieć, co myśli o swoich podopiecznych, o tyle
Azjata miał niezbyt zadowoloną minę.
~
Kiedy
lekcja dobiegła końca spakowałam książki i podeszłam do
chłopaków.
– Kogo
macie?
– Nikola
Elvestad. – przeczytał Herbert spoglądając na kartki.
– Tanya
Bowman. – rzucił niemrawo Arata.
– A
ty kogo masz?
– Daniela
Johnsona, takiego drobnego blondyna i jakiegoś Derrick'a Perham'a.
Teraz przerwa, idziemy do jadalni? Muszę złapać gdzieś Callie i
Larrego.
– To
ty ich złap i widzimy się na miejscu.
– Oke.
Szybko
udało mi się odnaleźć wspomniane wyżej osobniki i zaprowadzić
je na obiad.
– Kogo
macie? – spytał Michael, kiedy usiedliśmy już w naszym kąciku
pod piętrem Elity.
– Ja
mam jakiegoś chłoptasia z pierwszej klasy. – powiedział Larry,
rozsiadając się wygodniej na kanapie. To było chyba najfajniejsze
miejsce w tej części jadalni. Czteroosobowa kanapa pod oknem, przed
nią ława, a zaraz za nią niskie siedzenia stojące na dywanie.
– A
ja dziewczynę z trzeciej, jakąś...Katie
Melendez.
– Callie,
skarbie, to może urządzimy sobie podwójną randkę? – spytał
Larry, przybliżając się do siedzącej obok dziewczyny.
– Chyba
śnisz idioto. – rzuciła odpychając go lekko od siebie, a ten w
odpowiedzi zrobił minę zbitego psiaka.
– Jak
możesz być taka nieczuła?
– Ja
nieczuła? Ja jestem bardzo czuła. – dodała ponownie uderzając
brązowowłosego.
– Czemu
tak mnie ciągle odtrącasz noo? – odrzekł z wyrzutem.
– Bo
ciągle jestem zajęta.
– Jak
to? – spytałam zdziwiona odrywając się od jedzenia sałatki
makaronowej i czytania o Perhamie.
– Eeee...to
znaczy...to jeszcze nic pewnego... – speszyła się, gdy siedem par
oczu wpatrywało się w nią z wyczekiwaniem. – Muszę tak przy
wszystkich?
– Zaczęłaś
to dokończ. – Callie chwilę czekała, myśląc, że może jednak
jej odpuścimy, ale widząc, że wszyscy czekają w końcu się
odezwała.
– No
bo wczoraj spotkałam się z... – ponownie zrobiła pauzę. – Z
Rogerem. – dokończyła, a ja w tym momencie myślałam, że śnię.
– Ty
chyba żartujesz. – rzuciłam bez namysłu. – Wiesz co sądzę o
twoim spotykaniu się z nim? Szczególnie teraz, kiedy oboje
zostaliście zranieni?
– Proszę,
nie psuj mi humoru, nie teraz, kiedy wreszcie może mi się udać. –
szepnęła błagalnie. Spojrzałam na chłopaków siedzących obok, a
ci wydawali się niewzruszeni naszą wymianą zdań...no może poza
Larrym, który siedział teraz z otwartymi szeroko oczami, jakby nie
dowierzając w to, co właśnie usłyszał.
– Nie
wiem co ty masz z tymi facetami, ale znałaś moje zdanie na temat
Charlesa, znasz i na temat Rogera. I wiesz również, że nie chce
się wtrącać w twoje prywatne życie. – spojrzałam na nią. Jej
mina zdawała się mówić „chyba nie wierzę w to co słyszę”.
– Chyba
sama powinnaś sobie kogoś znaleźć, a nie mi cały czas zatruwasz
życie swoim wtrącaniem się! – krzyknęła zbiegając z półpiętra
i wychodząc z jadalni.
– Widzę,
że znowu foszek. – szepnął Michael, przygryzając ucho siedzącej
obok Amber, a ta zaczęła się do niego łasić niczym kotka.
– Weź
mi nawet nie mów. Dopiero co przestała się na mnie obrażać o
poprzedniego faceta.
– Skoro
tak się kłócicie o facetów, to może niech sobie znajdzie
dziewczynę. – rzekł Herbert upijając łyk miętowej herbaty.
Zaskoczyła mnie taka wypowiedź z jego ust. Od kiedy on myślał w
ten sposób?
– Ty
też mógłbyś sobie kogoś znaleźć. – odburknęłam mu.
Zerknęłam na Aratę, który zdawał się być nieobecny, aż do
tego momentu. – Coś się stało? – spytałam wstającego
chłopaka.
– Nie
nic. Muszę iść coś załatwić. – rzucił beznamiętnie i
skierował się w stronę wyjścia.
– Co
mu jest? – spytałam Herberta.
– Nie
wiem. Jest taki od kiedy dostaliśmy te karty podopiecznych.
– Może
mu się jego dziewczyna nie podoba. – zażartował Larry.
– Ty
to głupi jesteś.
– Her...
– zaczęła siedząca do tej pory cicho Lillie – czarnowłosa
dziewczyna z dużą ilością kolczyków i mocno pomalowanymi oczami
oraz najlepsza przyjaciółka Amber.
– Herbi,
może weź idź za nim i dowiedz się o co chodzi? – przerwał jej
Larry.
– Jeśli
będzie chciał to sam mi powie o co chodzi, nie chcę go zmuszać. –
odpowiedział spokojnie upijając kolejny łyk, po czym spojrzał na
Lillie. – Zaczęłaś coś mówić.
– Ah,
nie nic. – speszyła się i założyła niesforny kosmyk za ucho.
Nie uszło to mojej uwadze. Czyżby Herbert jej się podobał?
– Twoja
wola.
– Ile
nam zostało? – wtrąciła się Amber, posyłając jednocześnie
Lillie wymowne spojrzenie.
– Jakieś
15 minut.
– To
my się będziemy powoli zbierać. – odezwał się Michael.
– No
my pewnie też. – rzuciłam do Herberta, a ten potwierdził mi
skinieniem głowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz