~ 7 października
~
– Dowiedziałam się kilku
ciekawych rzeczy, gdy mnie nie było w szkole. – powiedziała
Margareth zagadkowym tonem mocno mnie przytulając na powitanie.
Odwzajemniłam uścisk z mdłym uczuciem, że zaraz wyjdzie wszystko
na wierzch i zwyczajnie się rozpłacze jak małe dziecko. Weszłyśmy
do naszej klasy, gdzie zaraz miała odbyć się godzina wychowawcza.
Było to zwyczajne pomieszczenie szkolne drewniane stoliki, krzesła,
białe ściany, gdzie wisiały tablice korkowe z zdjęciami
przedstawiającymi nas na wycieczce w Paryżu, która odbyła się
rok temu. Dziewczyny wpadły w szał zakupów, a wieczorami po
pokojach hotelowych lały się hektolitry alkoholu. Usiadłyśmy przy
naszej ławce w tylnym rzędzie. Położyłam swoją czarną torebkę
na stole i wyciągnęłam telefon. Jedna wiadomość od Miriam "Mam
dla Ciebie niespodziankę <3". Przez chwilę mignął mi
obraz nowego klubu, który niedawno otworzyli, a nie mieliśmy jeszcze
okazji tam imprezować.
– Więc jeśli chodzi o
Vincenta, to uważaj na niego. To facet jednorazowego użytku. –
powiedziała cicho z uśmiechem. Zdziwiona otworzyłam szerzej oczy,
starając nie dopuścić urazy w tych słowach do siebie.
– Po drugie dostajemy dzisiaj
jakieś teczki z uczniami, których mamy niańczyć. To Ci, którzy
doszli z tej szkoły w Los Angeles. – dodała klaskając
złowieszczo. – Ale będzie zabawa. – dodała. Kiwnęłam głową
odwracając się do naszego wychowawcy, Pana Jamesa Morgana, typowego
amerykana, który był strasznie sztywny, często ubrany w czerwoną
koszulę i ciemne spodnie od garnituru. Jego zachowanie jak i kary
były uzasadnione od jego humoru, czyli sądząc po jego minie
dzisiaj lepiej z nim nie zaczynać. Rzucił na nasz stolik dwie jasno
– brązowe teczki świdrując nas jednocześnie wzrokiem. Teczka
Margareth była zadziwiająco cienka w porównaniu do mojej.
Otworzyłam zaciekawiona, ale szybką ją zamknełam, gdy zauważyłam
zdjęcie tego kogoś, mianowicie dziewczynę o słodkich rysach
twarzy i czerwonych włosach do ramion.
– Nie wierzę. –
powiedziałam cicho. W myślach przypomniałam sobie nasze
dzieciństwo pełne napięcia między naszymi rodzicami, dla których
nigdy nie byliśmy wystarczająco dobrzy i uzdolnieni, gdy
spotykałyśmy się nad małą zatoczką i rzucałyśmy chlebem w
dzikie kaczki. Gdy jej ojciec umarł na raka ona i jej matka
wyprowadziły się bez słowa, od tej pory więcej jej nie
zobaczyłam. Popołudniami stałam sama przy stawie, brakowało mi
jej towarzystwa jak i głupich zabaw. Próbowałam ją jakoś
odnaleźć przez fora internetowe, ale jakby nie istniała, a teraz
była wpisana jako moja podopieczna w tej szkole.
– Tak jak zapewne
słyszeliście przybywają do nas nowi uczniowie, którzy wymagają
opieki. A my jako renomowana placówka musimy ją jak najlepiej
zapewnić. Dyrektor podjął decyzję, że każdy z was dostanie
ucznia, bądź uczniów pod swoje skrzydła. Macie się nimi bardzo
dobrze zająć. – powiedział chodząc po klasie i patrząc każdemu
w oczy. – Jeśli usłyszę choć słówko skargi możecie się
pożegnać z waszymi przywilejami jak i balem Halloweenowym. –
usiadł na swoim czarnym krześle i kciukami zataczał małe
kółeczka. Margareth mocno mnie szturchnęła w bok.
– Popatrz kogo mi
przydzielili, jakiegoś syna bogatego polityka. Myślą że jeśli
mój ojciec jest założycielem tej szkoły to mogą mi dać jakiegoś
kujona, którego mam zapewne namówić, by jego ojciec coś tam
dofinansował. – powiedziała bujając się na krześle. Spojrzała
na mnie zaciekawiona i wyrwała mi kartkę.
– Lindsey Gomery. Czemu Ty
dostałaś laskę i to jeszcze kogoś z normalnej sfery? Powinni Ci
też kogoś wcisnąć kto ma forsę. – powiedziała krzywiąc się.
– Ma się to szczęście. Po
tej lekcji idziemy do Starbucksa? – spytałam z uśmiechem chowając
teczkę do torebki.
– Chętnie, stawiam. –
powiedziała z szerokim uśmiechem.
~
Po lekcji szłam z Margareth do
Starbucksa szkolnym korytarzem. Ogromny tłum uczniów odsuwał się
od nas robiąc przejście. Traktując nas tak że czułam się jak w
filmie, gdzie to my jesteśmy głównymi aktorami. Spojrzałam na
dziewczynę obok mnie, która najwyraźniej dobrze grała swoją rolę
przy tym świetnie się bawiąc.
Obok nas stała właśnie para,
która trzymając się za rączkę całowali się, nie zważając na
nic. Niska blondynka, w czerwonej spódniczce i granatowej koszulce
stała na palcach by dosięgnąć jego ust. On nawet jakby od
niechcenia na to przystał. Ubrany w czarną bluzę i jasne jeansy
cicho coś do niej mruknął. Patrzyłam na nich zaciekawiona
pozostając w tyle Margareth, po chwili ona dołączyła do mnie.
– Co jest? – spytała
również się na nich patrząc. Minęło parę minut, gdy się
odwrócił. On i ja mierzyliśmy się wzrokiem, niska blondynka
objęła go mocniej, gdy zobaczyła moją minę. Spojrzałam na nią,
z morderczym wzrokiem.
– Co Ty sobie kurwa myślisz!
– powiedziałam zbliżając się do niego. Vincent uśmiechnął
się i schował dłonie do kieszeni spodni, po czym wzruszył
ramionami.
– Wybacz, jakoś dziewczyna
nie miała problemu ze mną. A ty go masz. – spojrzał na
Margareth.
– Nieźle sobie porobiłeś
chłopaczku. – powiedziała na co on wybuchnął śmiechem.
– Czy ty sobie naprawdę
myślisz, że boję się tej waszej Elity? Mnie nie interesują takie
rzeczy, i tak mam wyrobioną opinię, jeśli trener wyrzuci mnie z
drużyny nie wygracie nadchodzącego sezonu futbolu, na czym wam
chyba zależy. Z tego co pamiętam nasi tatusiowie dobrze się znają
i chyba nie byłby taki głupi, żeby mnie wyrzucić z tej szkoły? –
powiedział kierując wzrok na mnie.
– A moi też nie będą
zadowoleni, jeśli zrobicie coś, czego nie powinnyście. –
powiedziała blondyna. Podeszłam do niego i pochyliłam się.
Poczułam zapach jego perfum, który był tak kuszący, że mogłabym
się oprzeć o jego ramię.
– A myślałam że możemy
spróbować. – szepnęłam mu do ucha. Zdziwiony zmarszczył brwi.
– Nadzieja matką głupich. –
mruknął. Cofnęłam się o parę kroków, poczułam w moich oczach
łzy.
– Nie masz życia. –
wysyczała Margareth.
– Suka! – krzyknęła do
nas na odchodnym blondyna, chcąc popisać się przed Vincentem.
Nasza liderka na polu mocno mnie uściskała, poprowadziła na
ławkę, która była ukryta przed innymi. Łzy które próbowałam
powstrzymać teraz lały się nie znając granicy.
– Spokojnie mała. –
szeptała mi słowa pocieszenia Margareth. Czułam, że od teraz
nikomu nie pozwolę się zbliżyć do mojego serca.
~
– Dobranoc. – powiedziała
Miriam gasząc lampkę w naszym pokoju. Była już godzina 23, a mi
ciągle nie chciało się spać Przykryłam się swoją czarną
pościelą w białe króliczki.
– Dobranoc. –
odpowiedziałam patrząc w białą ścianę. Całą szkoła huczała
o naszym dzisiejszym spotkaniu, a ta rozmowa nie mogła mi wyjść z
głowy. Gdy spojrzałam na telefon była już 2 w nocy. Zdesperowana
wstałam cicho i założyłam kapcie. Powoli na paluszkach wyszłam z
pokoju i ruszyłam korytarzem do części chłopaków, a mianowicie
do Rogera. Czułam wewnętrzną potrzebę zwierzenia mu się.
Wiedziałam po jego zachowaniu, że się o mnie troszczy, a ja go
zwyczajnie zlałam. Wkradłam się do jego pokoju, i cicho
krzyknęłam, gdy zauważyłam postać pochylającą się nad
biurkiem. Miał tam włączoną lampkę nocną i otwarte podręczniki.
Na mój widok zerwał się z krzesła.
– Kim Ty jesteś? –
spytałam podchodząc do Rogera, który cicho sobie chrapał.
– Nowy współlokator, który
akurat próbuje się skupić, ale przez niego nie mogę. Nigdy nie
widziałem, żeby ktoś tak głośno chrapał. – Powiedział
siadając i wskazał na mojego brata. Ziewnął i spojrzał na mnie.
– Widzę, że ma niezłe
branie jeśli jakaś dziewczyna się do niego zakrada. Szkoda że do
mnie się tak nie zakradają. – powidział tęsknie.
– O boże to mój brat
matole. – zdusiłam śmiech na widok jego zdziwionej miny.
– Masz tu gdzieś markera? –
powiedziałam cicho podchodząc i się nad nim pochyliłam szukając
na jego biurku czy posiada coś takiego. Otworzył piórnik i podał
mi pisak nawet na mnie nie patrząc. Kucnęłam przy łóżku Rogera,
otworzyłam marker i narysowałam mu kutasa na lewym policzku, a na
czole narysowałam mu serduszka.
– Posuń się Roger. –
szpenęłam kładąc się obok niego na łóżku. Mruknął coś
zadowolony i się odsunął. Przykryłam się jego kołdrą aż pod
brodę.
– Bądź tak miły i nie mów
o tym nikomu, po prostu dziś chcę być obok niego. – powiedziałam
cicho patrząc się na nowego chłopaka.
–
Spokojnie
to będzie nasza pierwsza tajemnica. – powiedział spowrotem
poświęcając uwagę lekcjom. Oparłam się o jego ramię i
zasnęłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz