"Jedyna miłość, która nas nigdy nie zdradzi, to miłość własna."
~2
września~
Był
wieczór, zaparkowałem swoim Audi TT pod budynkiem internatu.
Wyszedłem z auta, wyciągnąłem torbę i resztę rzeczy z
bagażnika, po czym ruszyłem w stronę internatu. Obok mnie przeszło
multum pierwszaków, którzy mierzyli mnie wzrokiem od góry do dołu,
a ja tylko zerknąłem na nich i wszedłem do środka. Od razu
wszedłem do pokoju wychowawców, pogadałem chwilę z panią Jonson.
Każdy nazywał ją "szczotą" ze względu na jej wygląd.
Miała może z 35 lat, była strasznie chuda i do tego miała szare
kręcone włosy, które przypominały sierść pudla. Podpisałem się
i ruszyłem do pokoju 320. Wszedłem i przywitałem się z moim
przyjacielem – Maxem, z którym kumplowałem się od dziecka.
Stałem chwilę w drzwiach. Nasz pokój był duży. Na lewej ścianie
była duża i nowoczesna szafa, kawałek od szaf 3 łózka, a między
nimi szafki nocne. Po prawej stronie znajdowały się stoliki z
krzesłami a nad nimi zawieszone regały. Wszedłem i rzuciłem torbę
na łóżko pod oknem, Max miał łóżko po lewej stronie.
– Ty
stary czemu mamy jeszcze jedno łóżko? – spytałem.
– Nie
wiem. Może to tak wiesz, do dzikich seksów. – powiedział pół
żartem.
– Haha
tak tak, marzenie ściętej głowy kolego. – odmruknąłem mu.
Rozpakowałem się po czym poszliśmy do 317.
– Siema.
– powiedziałem do Aylin z czarującym uśmiechem
– Nie
szczerz się tak idioto. – powiedziała do mnie siostra kończąc
się rozpakowywać.
– O,
widzę że jakiś tępak pomógł Ci z rzeczami. – rzuciłem kładąc
się na jej łóżku.
– No
ktoś musiał, bo mój kochany braciszek wolał się zabawić z
dziewczyną. – powiedziała Lin.
– No.
a wiesz jak przyjemnie było. Połowa Kamasutry za nami. –
powiedziałem z uśmiechem.
– Jasne,
jasne. – odmruknęła. Siedziałem w pokoju u siostry z Maxem, aż
przyszła Miriam, współlokatorka Lin i się zaczęło. Jakiś
słodki głosik, tu bajera, przymilanie się. Nie powiem, bo jest
ładna, ale po pierwsze jest przyjaciółką mojej siostry, a po
drugie jestem zajęty, więc sorki drogie panie, nie poruchacie.
– Ej
ludzie teraz mnie słuchajcie. Idziemy do Paradise opić nowy rok
szkolny.
– No
tak, Ty bez alko nie wytrzymasz. – mruknęła Lin patrząc na mnie
wymownie.
– No
oczywiście że nie. To co, za 15 minut przed interkiem?
– Okej.
A kto prowadzi? – spytała Lin.
– Głupio
pytasz, taksówkarz siostrzyczko.
~
Czekałem
z Aliną, Miriam, Maxem i Amandą na Lis. Po 5 minutach do nas
dołączyła. Spojrzałem na nią. Jak zwykle wyglądała świetnie.
Miała jasne proste włosy, kawałek za ramiona, duże niebieskie
oczy, ładny uśmiech. Była szczupłą ,na prawdę ładną
dziewczyną z długimi nogami. Poznaliśmy się zupełnie przez
przypadek, gdy Lin była w agencji fotomodelek. Wpadłem na nią i
opieprzyła mnie za to, że nie uważałem jak chodzę, aż
zaczęliśmy się spotykać.
– Hej
kochani, przepraszam za spóźnienie. – dała mi buziaka – Ale
takie korki w mieście, że masakra.
– Okej,
wchodźmy. – powiedział Max, po czym wszyscy weszliśmy do klubu.
Była
to ogromna jednopiętrowa Idylla. Wszystko było nowoczesne i
stylowe, a dominowała tam biel i czerń. Wzdłuż całej lewej
strony ciągnęły się loże VIP–owskie. Pod przeciwległą ścianą
od wejścia stały czarne stoliki, natomiast po prawej znajdował się
ogromny, podświetlany, szklany bar. Po środku całego tego
zamieszania znajdował się wiecznie zapełniony biały parkiet.
Uwielbiałem przebywać w tym miejscu, było ono odskocznią od
codzienności.
Usiedliśmy
standardowo w naszej ulubionej loży. Była jedną z najlepszych w
tym klubie. Duża, miała ładny szklany stolik i 3 skórzane wygodne
kanapy. Usiedliśmy i zamówiliśmy sobie alkohol: panie po drinku, a
ja z Maxem czystą. Po 20 minutach Lis poszła gdzieś z Miriam, Maxa
i Amandę też gdzieś wywiało, więc zostałem z Lin.
– I
co nie ma żadnego przystojniaka którego chciałabyś wyruchać? –
spytałem.
– Może
jest, może nie. – odpowiedziała z uśmiechem.
– U
lala...który, bo muszę najpierw zobaczyć czy to dobry materiał
dla Ciebie.
– Ojj
braciszku nie musisz się o mnie tak martwić.
– No,
ale zawsze martwiłem się, martwię i będę martwić o Ciebie.
– Ale
mam 18 lat.
– Ojj
Aylin dla mnie dalej jesteś tą pięciolatką, która beztrosko je
andruty.
– Tak.
A teraz jestem osiemnastolatką, która łapie rozrzucone kawałki
swojego serca w powietrzu.
– Ojj
dasz radę, wiemy o tym słońce.
– No
ale Rog... – nie dokończyła, bo do loży wleciała Miriam.
–
Co?-spojrzałem na
nią.
– Lis
i jakiś koleś... – powiedziała niepewnie.
– Co?
– spytałem zszokowany.
– Całują
się... – dokończyła półszeptem.
– Co
kurwa...?! Że co?! – wkurzony wyszedłem z loży odszukując
wzrokiem Lis, co było cholernie trudne. Po dłuższej chwili
znalazłem ją przy barze. Była w towarzystwie wysokiego,
umięśnionego bruneta. Śmiała się do niego. Po chwili pochylił
się nad nią i pocałował mocno. Stanęła za mną Lin.
– O
ja pierdole.. – powiedziała do siebie. Podszedłem do nich.
– Widzę
jak się świetnie bawisz kochanie... – mruknąłem z jadem w
głosie.
– Ale
Roger ja nie... – pisnęła.
– Przestań
się pogrążać. - przeniosłem wzrok z niej na chłopaka – Lepiej
mi się nie pokazuj na oczy, bo tego nie przeżyjesz.
– Czy
to jest groźba? – powiedział z kpiną w głosie.
– Nie
kolego, to jest przyjacielska rada. – uśmiechnąłem się. Mam to
do siebie, że potrafię się uśmiechać do osoby która mnie
zabiła. Ktoś mnie złapał za rękę.
– Roger
to nic nie zna... – mruknęła cicho Lis.
– Lis
zostaw mnie, to koniec. – mruknąłem cicho odtrącając jej dłoń
i zniknąłem gdzieś w tłumie ludzi. Po dłuższej chwili znalazłem
Amandę przy barze z jakąś na prawdę ładną dziewczyną.
– Witam
drogie panie. – zagadałem do nich i podszedłem bliżej – A co
to za ładna koleżanka Amando?
– Callie
McMillan miło mi. – przedstawiła się dziewczyna.
– Roger
Richards. – podałem jej lekko rękę – Miło mi Cię poznać
Callie McMillan. – spojrzałem w jej oczy. Na prawdę była ładna.
Krótkie jasne włosy, mały zadarty nosek, pełne usta.
– A
ty co? Nie z Elisabeth? – zapytała się mnie Amanda.
– Weź
nawet o niej nie wspominaj. – rzuciłem wkurzony.
– Oj,
widzę, że jakieś problemy sercowe. – wolałem przemilczeć ten
temat.
– Od
dziś możesz o niej zapomnieć. – powiedziałem, po czym ponownie
spojrzałem na Callie. – A ty bez faceta dzisiaj? – spytałem
uśmiechając się uwodzicielsko.
– Rogerze
Richards przykro mi, ale jestem aktualnie zajęta.
– O
yay...szkoda. To pozostało mi teraz odbyć tylko romans z Amandą.
– Chyba
śnisz. – rzuciła z uśmiechem Amanda.
– No
wiesz? – odparłem z udawanym rozczarowaniem w głosie. – Czyli
dziś nie porucham. – na te słowa wszyscy wybuchnęliśmy
śmiechem. – Okej, a teraz na poważne. Poproszę 3 gramy
zielonego. – powiedziałem do Amandy.
– A
proszę Cię bardzo. – dała mi dyskretnie, po czym wskazała
palcem na swój policzek, w który sekundę później ją
pocałowałem. Amanda nie jest z tych co biorą hajs od przyjaciół.
Kasy ma jak lodu, więc to dla niej nie problem.
Posiedziałem
z nimi dłuższy czas, napiłem się drinka i pośmiałem.
Rozmawialiśmy o mało istotnych rzeczach. W końcu przyszedł czas
na mnie.
– Drogie
panie ja będę się zwijać.
– O
jejku już? – zapytała Callie.
– Droga
Callie McMillan niestety tak. – powiedziałem z uśmiechem,
– Więc
drogi Rogerze Richards miło mi było Cię poznać. – stanęła na
przeciwko mnie i podała mi rękę, uścisnąłem lekko jej dłoń.
– Panienko
do następnego razu.
– Do
następnego. – obdarzyła mnie jeszcze jednym uśmiechem.
Puściłem
jej dłoń, po czym podszedłem do Amandy, dałem jej buziaka w
policzek i ruszyłem.
Strasznie krótkie te części macie.
OdpowiedzUsuńRoger ma fajne teksty, ale poza tym to taki szczeniak z niego wylazł. Typowy niedojrzały i niedorosły chłopiec, który nawet nie jest uroczy. Oczywiście pisze jak jest moim zdaniem, każdy może mieć swoje, inne od mojego.