~3
września~
Otworzyłam
leniwie oczy i przyciągnęłam się porządnie, po czym podniosłam
się na łokciach i spojrzałam nieco nieprzytomnie na otoczenie.
– Łóżko...moje. –
powiedziałam smętnie rzucając się z powrotem na pościel. – To
dobrze.
To
oznaczało, że wczorajszy wieczór mogłam zaliczyć do udanych. Żal
mi tylko trochę Rogera. Jego panienka okazała się być szmatą, co
w sumie mnie nie dziwi. Od początku wiedziałam, że to jedna z tych
co nie szanują swoich facetów. Ale żeby tak upokorzyć właśnie
Rogera? Ma szczęście, że Roger nie należy do tych co wyżywają
się na kobietach. Z resztą pal ją licho. Będzie po prostu
traktowana jak powietrze. Ale ten facet, z którym się całowała
nie będzie miał życia. Roger go zniszczy za to, że przystawiał
się do jego panienki.
– Henry... – szepnęłam
do kota, który właśnie wskoczył na moje łóżko. Kiedy tylko
dotknęłam jego przyjemniej srebrnej sierści, od razu poczułam
mocne mruczenie, a zwierzę zaczęło się we mnie wtulać.
Spojrzałam na budzik stojący na szafce nocnej.
– 10:47...zdążę na
drugi blok. – rzuciłam i powoli zgramoliłam się z łóżka.
Dwadzieścia
minut później byłam już gotowa do wyjścia. Pogłaskałam
Henriego i opuściłam mieszkanie.
Na
75 Ulicy było wyjątkowo cicho i spokojnie. Spokojnie udałam się w
stronę swojej ulubionej kawiarni „Primo Caffé”, znajdującej
się na rogu Columbus Ave i 71. Podobnie jak wieczorne spacery, tak i
posiłki na mieście były moją codziennością. Minęłam właśnie
„Shadow”, jeden z najlepszych – moim zdaniem – klubów w Nowym Jorku. Chwilę później spostrzegłam wielki napis „Felipe's Burrito” stanowiący nazwę świetnej meksykańskiej knajpki. W tym samym budynku, tyle że od
strony 71 Ulicy znajdowała się „Primo Caffé”.
Wnętrze
kawiarni było przytulne i nowoczesne. Ściany pomalowane zostały
pąsowym różem, a orzechowe panele oraz znajdujące się po lewej
stoliki i ławy w kolorze palonego dębu pięknie komponowały się z
wygodnymi fotelami w jasnych odcieniach kawy. Na prawo od wejścia
stał długi ceglany bar z ciemnym blatem z drzewa irokko, na którym
wystawione były pysznie wyglądające wegańskie i wegetariańskie
słodkości. Usiadłam na jednym ze stołków barowych i pomachałam
do uroczego bruneta wychylającego się z zaplecza.
– Cześć Ami! – rzucił
szybko, po czym zniknął na chwilę, a ja rozejrzałam się po sali.
Oprócz mnie, pary jakiś młodych dziewczyn i długowłosego
chłopaka z książką, popijającego gorącą czekoladę nie było
nikogo.
– Już jestem. – zawołał
chłopak podchodząc do mnie.
– Cześć Jer. Pusto tu
tak jakoś. – rzuciłam poprawiając brunetowi kilka niesfornych
kosmyków, które opadły mu na czoło.
– No wiesz... – zaczął
szykując moją ulubioną Café noisette. – Wakacje się już
skończyły, to większość ludzi wróciła do pracy, szkoły czy na
uczelnie. – wyjaśnił podając mi małą pękatą filiżankę. Od
razu do moich nozdrzy wdarł się mocny zapach kawy i subtelny aromat
wiśniówki.
– Dziękuję. Masz
muffinki orzechowe?
– No jasne! – rzucił z
entuzjazmem i czym prędzej z jednej z gablot wyjął sporej
wielkości brązową babeczkę z jasną czekoladką na środku.
– A któż to do nas
zawitał o tej porze! – usłyszałam z prawej.
– Hej Bri. – rzuciłam
razem z Jeremim do niewysokiej blondynki stojącej w drzwiach.
– Ty nie w szkole? –
spytała uśmiechając się promiennie.
– Zwalę wszystko na
Rogera...chociaż nie. Nie wszystko. – dodałam po chwili. – Tego
co działo się po Paradise nie mogę na nikogo zwalać, skoro to był
mój pomysł. – rzuciłam porozumiewawcze spojrzenie Briannie.
– Noo, poszaleliśmy, nie
ma co. – zaśmiała się. – Shadow to jednak to. Nie żebym miała
coś do gustu Rogera, ale Paradise jak dla mnie nie ma tego klimatu.
– No nie przesadzajmy, bo
wnętrze ma całkiem całkiem. – dodał Jeremy.
– Słuchajcie, miło było,
ale muszę już lecieć. – powiedziałam.
– Jak to? Już? –
zapytała Brianna.
– Lecę na cztery
godzinki. – rzuciłam biorąc torbę. – Może później
wpadnę. – dodałam.
– To powodzenia. –
zawołała Bri na odchodne.
~
Kiedy
weszłam do budynku szkoły większość uczniów była jeszcze w
jadalni na przerwie obiadowej. Mogłam więc spokojnie iść do
szafki i nie obawiać się o żadne zaczepki.
– Nuudzi mi się! Ej wy!
Kociaki! Chodźcie tutaj! – zawołał ktoś kiedy wyjmowałam
podręczniki. Najwyraźniej znowu jeden z naszych szkolnych „gangów”
znalazł sobie jakieś płotki do maltretowania. Zamknęłam szafkę
i ujrzałam czarnoskórego chłopaka, który jak na złość biegł
prosto w noim kierunku. Zawołałam go, a ten na całe szczęście w
porę się zatrzymał i spojrzał na mnie z małym przerażeniem.
– Musisz mi pomóc! –
wrzasnął, a ja skrzywiłam się nieznacznie.
– Ja nic nie muszę. –
rzuciłam poważnie.
– Ale oni mu coś zrobią!
– krzyknął ponownie.
– Możesz tak nie
krzyczeć? Kto? Komu? – spytałam spokojnie.
– Mojemu koledze. Szliśmy,
a oni nas zaczepili. – wzięłam głęboki oddech, zrobiłam krok i
nakazałam chłopakowi iść za sobą. Usłyszałam jakieś wołania
i spojrzałam w tamtą stronę. Czterech chłopaków stało
zwróconych bokiem do mnie. Otaczali kogoś. Pewnym krokiem ruszyłam
w ich stronę.
– Co tu się dzieje? –
spytałam mało przyjemnie. Panowie odwrócili się do mnie. Byli to chuligani z trzeciej klasy,
nazywający siebie „Fright of Scamps”.
– O Amanda. – rzucił
zaskoczony Gary. Nawet dobrze, że to na nich trafiło, ponieważ
wiedziałam doskonale, że chłopak miał do mnie słabość.
– Co ty odwalasz Gary? –
spytałam po czym spojrzałam na niedoszłą ofiarę. Chłopak miał
dłuższe, bardzo jasne blond włosy zasłaniające czoło i duże
okulary z czarnymi oprawkami, zza których hardo spoglądały szaro –
niebieskie oczy.
– Chcieliśmy się tylko
zabawić. – szepnął napastnik niczym zbity psiak.
– Zabawić tak? I w ten
sposób chcesz zwrócić moją uwagę? – rzuciłam bezczelnie
prosto z mostu, a ten zrobił zdziwioną minę.
– Ale...
– Żadnych „ale”.
Macie go zostawić. Od tej pory chłopak jest pod moją opieką i
niech się który odważy go tknąć. – powiedziałam dobitnie. FoS nie
miało tu nic do gadania. Doskonale wiedzieli, że mam bardzo dobre
układy z Elitą. A że mają wystarczająco oleju w głowie, żeby im
nie podpadać, to odwrócili się i szybkim krokiem zaczęli się
oddalać.
– Daniel! Nic ci nie
zrobili?! – spytał przerażony czarnoskóry chłopak, podbiegając
do kolegi.
– Nie. – szepnął
blondyn wstając z podłogi i zaraz spojrzał na mnie. Zdawał się
być niezadowolony z mojej obecności. – Co ty tu jeszcze robisz?
Mało ci upokarzania mnie? – warknął.
– To nie było
upokarzanie. – rzuciłam krzyżując ręce.
– To niby co?
– Widać, że jesteś
nowy. – uśmiechnęłam się.
– A co to ma do rzeczy?!
– Spokojnie, bez emocji.
Po prostu. Nie znasz zasad rządzących tą szkołą.
– A jakie tu mogą być
zasady? Szkoła jak szkoła.
– I tu się mylisz. Jeśli
mam wam to wyjaśnić to musicie pójść ze mną.
– Chyba śnisz. –
rzucił, po czym ruszył w stronę sali gimnastycznej.
– Jak chcesz. – odparłam
obojętnie i skierowałam się w przeciwnym kierunku. Usłyszałam za
plecami jak czarnoskóry próbuje przekonać blondyna do pójścia ze
mną.
– Stój! Zaczekaj! –
krzyknął. Odwróciłam się. Blondyn patrzył gdzieś w bok z
naburmuszoną miną, natomiast drugi chłopak szczerzył się jak
głupi.
– Chodźmy na stołówkę.
– rzuciłam.
~
– Więc tak. – zaczęłam
kiedy usiedliśmy przy jednym z wolnych stolików na górnym
poziomie. – Normalnie nie wolno by wam było tu siadać.
– Czemu? – spytał
Samuel.
– Ponieważ ten poziom
jest zarezerwowany dla Elity i ich przyjaciół.
– Czyli ty jesteś z
Elity?
– Nie. Ja należę do ich
przyjaciół, co oznacza mniej więcej tyle, co nieformalny członek i
ponieważ mam z nimi dobre układy mogę was tu wyjątkowo wprowadzić.
Ale do rzeczy. Szkołą rządzi wspomniana wyżej Elita. Należą do
niej Maragret McMinn, oraz Roger i Aylin Richards. Margaret
jest...charakterystyczną osobą, której raczej nie przegapicie. –
mówiłam coraz bardziej wkręcając się w temat. – Jeśli
usłyszycie kiedykolwiek o B&W to wiedzcie, że idą
siostry Black and White, czyli właśnie Margaret i jej młodsza
siostra Jolanda.
– A ci Roger i Aylin? –
spytał podekscytowany czarnoskóry.
– Ich lepiej tym bardziej
omijajcie. O ile Margaret będzie sama was gnębić, o tyle tamci,
jeśli im podpadniecie wkręcą w to całą szkołę, a wierzcie mi,
jeśli publicznie oznajmią, że im podpadliście to nie ma takiej
siły, która zatrzyma to rozpędzone w waszą stronę bydło. No
chyba, że sama Elita postanowi was oszczędzić, na co są bardzo
znikome szanse.
– A nauczyciele? Dyrektor?
– Nope. Oni nic nie
zrobią. Uczniowie mogą nawet na lekcji zacząć rzucać w kogoś
jajkami czy oblać wodą, a nauczyciel nic nie zrobi. I nie, że nie
chce. On nie może nic zrobić, bo sam wtedy podpadnie.
– To jest jakieś chore! –
krzyknął oburzony Sam.
– Ciszej. – szepnęłam. –
O! O wilkach mowa. – rzuciłam patrząc na wejście do jadalni, w
których stali Roger i Aylin. – No to możecie z ust samej Elity
dowiedzieć się co nieco. – powiedziałam do nieco przestraszonego
Samuela i lekko poddenerwowanego Daniela.
Uwielbiam tego waszego bloga♡♡♡♡
OdpowiedzUsuńTo z jakim wyczuciem wypowiadacie się w imieniu bogatych i rozpieszczonych nastolatków jest niesamowite♡♡♡
Czekam na Next :*
I proszę, usuńcie weryfikację obrazkową, bo jest to dość uciążliwe :(
UsuńBędę niezwykle wdzięczna :*
Żaden problem ^^ I wybacz, że nie zwróciłam na to uwagi wcześniej D:
Usuń"przyjemniej srebrnej sierści," - przyjemnej.
OdpowiedzUsuńJak Amanda podnosiła się z łóżka to wyobraziłam sobie ją z takim rozmazanym makijażem, nieogarniętą i rozglądającą się z taką niewiedzą w zamglonych oczach czy na pewno jest u siebie. Wiem, że jestem wredna, ale pomyślałam sobie, że to zabawny widok xD
Części z punktu widzenia Amandy są najlepiej napisane, tak najpłynniej, ale jako bohaterkę wolę tą drugą dziewczynę co wykorzystuje chłopaków z pomocą biustu. Roger chyba u mnie całkowicie odpada, bo jak można wyżywać się na kolesiu z którym zdradzała go panna? Ten koleś nawet mógł nie wiedzieć, że ona ma chłopaka, więc to jej powinien uprzykrzyć życie. Jednak od Rogera nie można za dużo wymagać, w końcu to jeszcze dzieciak.
"Na 75 Ulicy było wyjątkowo cicho i spokojnie. Spokojnie udałam się w stronę swojej ulubionej kawiarni „Primo Caffé”, znajdującej się na rogu Columbus Ave i 71. Podobnie jak wieczorne spacery, tak i posiłki na mieście były moją codziennością. Minęłam właśnie „Shadow” – jeden z najlepszych – moim zdaniem – klubów nocnych w Nowym Jorku. Minęłam właśnie „Felipe's Burrito” – świetną meksykańską knajpkę. W tym samym budynku, tyle że od strony 71 Ulicy znajdowała się „Primo Caffé”." - Nie mogłam przebrnąć przez ten fragment, moim zdaniem za dużo powtórzeń.
Skąd wiedział, że akurat Amanda im pomoże?
Za dużo nowych bohaterów, w za szybkim tempie ich wprowadzacie, a większość zdaje się na razie nie mieć znaczenia, więc ciężko się w tym połapać ich ogarnąć.
Ta szkoła naprawdę jest chora. Jasne, że kasa wiele robi, ale nie przesadzajmy, oni nie są właścicielami szkoły. Wydają się być słabi, tylko mocni w stadzie. Mam nadzieję, że w końcu te kotki się zjednoczą i dowalą Elicie, należy im się.
Do imienia Amanda mam sentyment. Tu już kolega wspominał o blogu grupowym i właśnie Amanda była moją postacią. To od niej zaczęła się moja przygoda z pisaniem :) Tak więc gratuluje wybrania moim zdaniem trafionego imienia, zawsze mi się podobało xD