sobota, 25 października 2014

Rozdział 1 – Część 2 – Aylin



"Najłatwiej wykorzystać tego, kto ufa.
Bo dobre serce jest ślepe na ludzkie wady"





~2 września~


Zaparkowałam z piskiem opon swoim czarnym Mercedesem SLR na eleganckim parkingu przed internatem. Trzypiętrowy budynek zbudowano z białej cegły i brudnożółtej dachówki, a w ścianach zamontowano wysokie okna z jasnymi framugami. Widać było, że dbali o niego jak na elitarną szkołę przystało. Wyłączyłam silnik i przez chwilę patrzyłam zaciekawiona na pierwszaków, którzy wraz z rodzicami szli w stronę budynku, w którym mieli spędzić ten rok szkolny. Wyszłam z auta i chwyciłam swoją czarną torebkę. Czarne obcasy stukały miarowy rytm, a mój uśmiech poszerzał się tym bardziej, im bliżej byłam internatu. Przy wejściu zobaczyłam moją przyjaciółkę – Miriam. Była to wysoka blondynka z olbrzymim biustem, którego zazdrościło jej większość dziewczyn, w tym oczywiście i ja. Nie to, że się skarżę, mój był okej, ale przyznajmy faceci to lubią.
Jejku jak ja się za tobą stęskniłam Aylin! – wykrzyczała ściskając mnie z siłą boa.
Przepraszam kochanie, ale w Miami zgubiłam gdzieś telefon i musiałam kupić nowy. – wygrzebałam Iphona z torebki i zamachałam jej nim przed twarzą. Chwyciła go łapczywie w dłonie i zaczęła oglądać ze wszystkich stron, zadając mi przy tym pytania o wakacje. W połowie zdania przerwałam jej.
Są chłopcy? – spojrzała na mnie podejrzliwie potakując głową. – To dobrze. Ktoś musi mi przynieść rzeczy z samochodu. – odparłam wchodząc schodami na pierwsze piętro. Rozejrzałam się ciekawa czy podczas wakacji coś się zmieniło, ale oprócz paru starych obrazów powieszonych na wysokich, ciemnych ścianach wszystko pozostało takie samo. Rozczarowana razem z przyjaciółką weszłyśmy do pokoju 317. Miriam podeszła do swojego łóżka, wokół którego stało pełno toreb i walizek. Jak szło się domyślić była jeszcze nierozpakowana. Miałyśmy we dwie dość spory pokój, który zawdzięczałyśmy naszym rodzicom. Cóż jak widać pieniądze grają tutaj dużą rolę. Szafa mogąca pomieścić słonia stała tuż obok drzwi. Zaraz na prawo od nich znajdowały się dwa drewniane biurka, natomiast naprzeciwko wejścia były ustawione dwa łóżka zaraz pod dużymi oknami.
Kiedy przyjedzie Roger? – spytała niby od niechcenia, ale widziałam, że pod tym kryje się coś więcej. Roger był moim bratem bliźniakiem. To on był starszy mimo różnicy dwóch minut. I przy każdej ważniejszej decyzji musiał mi o tym przypominać.
Wieczorem jak przyjedzie od dziewczyny. – powiedziałam wyglądając przez okno. Widok też się nie zmienił, czułam jakby czas tutaj stanął w miejscu. Drzewa zasłaniały odrobinę widok szkolnego boiska, ale za to można było zobaczyć każdego wymykającego się mieszkańca internatu.
Szkoda. – usłyszałam. Przymknęłam na chwilę oczy próbując tego nie komentować. Wiedziałam, że on jej się podoba, ale ja w tym kierunku nie zamierzałam nic robić. Jego sprawa z kim się spotyka. Ja nie chcę się w to mieszać.
Dobra, koniec marzeń. Rusz tyłek i szukamy ofiar, które przyniosą mi te torby. – rzuciłam otwierając drzwi. Poszłyśmy do pokoju dziennego. To w nim odbywały się wszystkie ważne spotkania i apele związane z życiem internatu. Usiadłyśmy sobie na jasnej skórzanej sofie, obgadując przechodzących. Pierwszaki rzucały nam ciekawe spojrzenia, a starsi, którzy wiedzieli już kim jestem odwracali wzrok, na co my wybuchałyśmy tubalnym śmiechem.
Markus! – krzyknęłam zauważając znajomą twarz. Podszedł do nas z dłońmi w kieszeniach. Był on zawodnikiem drużyny pływackiej.
Siemanko! Co słychać? – puścił oczko na co ja tylko się uśmiechnęłam.
Potrzeba mi kogoś, kto mi pomoże z bagażami. – spojrzałam na niego znacząco.
Eee. Wiesz, mam trochę pracy jeszcze na dzisiaj i... – rzucił szybko.
Maaarkus. – zaczęłam z udawanym rozczarowaniem w głosie. – Mi chcesz odmówić? Mi? – oparłam się łokciami o kolana odsłaniając biust. Jego spojrzenie automatycznie tam powędrowało.
A wiesz? Chyba jednak znajdę chwilę. – rzucił w końcu, gdy odwrócił wzrok. Wstałam i wygrzebałam kluczyki z kieszeni czarnych obcisłych jeansów po czym mu je podałam.
No to czekam. – westchnął i ruszył do wyjścia.
Ależ on typowy. Ale za to jest jak za starych lat Lin. – powiedziała blondynka pisząc esa.

No a jak kochanie.


3 komentarze:

  1. Cholernie krótkie, ale już ją lubię. Umie dziewczyna się w życiu ustawić, wie że czasami trzeba użyć kija, a innym razem marchewki.
    Postać super, ale część pozostawia wiele do życzenia - po pierwsze za krótka i o niczym konkretnym nie mówi, po drugie napisana kiepskim stylem, ciężkim... a właściwie zbyt prostym piórem.

    OdpowiedzUsuń