"Być może alkoholem zapijesz smutki, ale one i tak wytrzeźwieją szybciej od Ciebie."
~4
września~
Zaparkowałam swoim autem pod Felipe's Burrito. Zirytowana spojrzałam na ekran telefonu. Dam jej jeszcze dwie minuty, a potem jadę sama.
– Callie?
Hej! Weź się nie obrażaj. – rzuciła Amanda. Zainteresowana
nadchodzącą kłótnią otworzyłam okno i zaczęłam nadsłuchiwać.
Na mojej twarzy pojawił się sarkastyczny uśmieszek. No tak, ta
cała Callie była dość dziwną dziewczyną. Zbyt dużo marzeń i
takich pierdoł. W głosie Amandy słychać było, że niepokoi ją
zachowanie przyjaciółki. – Hej?
– Weź
mnie zostaw! – warknęła blondwłosa odwracając się do Amandy. –
Co to miało być co?! Myślałam, że wytrzymasz i nie dasz się
ponieść tym swoim chamskim odzywkom, ale nie! Oczywiście nie
mogłaś tego zrobić przy moim chłopaku! – krzyknęła, a
przechodzący ludzie patrzyli się na nią jak na obłąkaną.
– Uspokój
się. Przecież nic się nie stało. – powiedziała Amanda jakby
obojętniejąc.
–
Nic się nie stało!
Jasne! Teraz Charles uważa, że zadaję się z jakąś wariatką! – warknęła odwracając się, a Amanda chciała ją zatrzymać – Weź
się odczep! – wrzasnęła na odchodne wyrywając się. Spojrzałam
na nią zdziwiona tym że kłóci się z swoją najlepszą
przyjaciółką. Wzruszyłam tylko ramionami.
–
Wsiadasz? Czy wolisz
za nią iść? – krzyknęłam do niej głośno zwracając na siebie
jej uwagę. Jeszcze raz spojrzała na odchodzącą Callie i obeszła
auto wsiadając od strony pasażera. Szybko przeczesałam swoje blond
włosy patrząc w lusterko.
–
O co poszło? –
spytałam ciekawa ściszając piosenkę Snow Patrol. Odwróciła się
w stronę szyby i głośno westchnęła.
–
Nic ciekawego, więc
gdzie jedziemy? – włączyłam się do ruchu ulicznego.
–
Do Paradise. Tam
zwykle jest jak się najebie. – odpowiedziałam znów czując furię
na samą myśl o tym co wyrabia.
~
Wyprowadzałam
z klubu totalnie pijanego brata, który za nic na świecie nie mógł
utrzymać równowagi. Co chwilę się odwracał i wołał Maxa
pilnowanego przez Amandę. Skrzywiłam się czując zapach alkoholu i
tanich damskich perfum. Przewróciłam oczami starając nie wyobrażać
co robili w toalecie.
–
Wrzucimy ich do auta
i jedziemy do interka. – krzyknęłam do niej głośno. I po raz
setny Roger próbował mi się wyrwać. Puściłam go. A niech sobie
upada. Mam tego dość. Nie będę tego menela ciągnąć i ratować
jego marnego tyłka.
–
Puść go Ami.
Naprawdę nie mam na to ochoty. – powiedziałam siadając na
chodniku. Ta na te słowa zostawiła Maxa i podeszła do mnie,
podsuwając mi czerwoną paczkę papierosów Marlboro, a ja
popatrzyłam na nią zdziwiona.
–
Skąd je masz? –
spytałam częstując się jednym. Uśmiechnęła się zapalając mi
papierosa.
–
Zwędziłam Maxowi.
– również się uśmiechnęłam. Mój wzrok ponownie skierował
się na brata i jego przyjaciela.
–
Próbujemy ostatni
raz? – odezwała się Amanda. Kiwnęłam głową z rezygnacją.
Skończyłam palić, po czym od razu ruszyłyśmy w stronę
zataczających się facetów.
–
Tylko spróbujcie mi
obrzygać tapicerkę. – powiedziałam dźwigając Rogera z podłogi.
~5
września~
Wrzuciłam
pustą puszkę po Pepsi do kosza na śmieci. Poprawiłam na ramieniu
białą torbę sportową z Nike i ruszyłam szkolnym korytarzem w
kierunku wyjścia. Miałam zaraz trening cheerleaderek, a wieczorem
czekał mnie wyczerpujący bieg na 15 kilometrów. Westchnęłam
głośno, będę musiała się pouczyć w nocy na jutrzejszy
sprawdzian z biologi molekularnej.
– Tak
chłopczyku, dobrze usłyszałeś. Chcę ci spuścić lanie za
wczorajsze. – usłyszałam głośny wkurzony głos jakiegoś
chłopaka. Przystanęłam na chwilę i zaczęłam się przysłuchiwać.
–
No to powodzenia. –
odpowiedział Roger. Boże. Czy ja go naprawdę muszę niańczyć jak
dziecko? Natychmiast przedarłam się przez dość spore zbiorowisko
gapiów. Stanęłam pośrodku okręgu, który stworzyli. Roger miał
uniesione dłonie a drugi stał wyraźnie wyluzowany. Uniosłam brew
patrząc się na jego postawę.
–
Co tu się dzieję?
– spytałam, karcąc brata za jego naprawdę durne zachowanie.
–
Zaczepił mnie. –
burknął Roger, wyraźnie nie w sosie. No tak. Po wczorajszym nikt
by się tak szybko nie pozbierał. Przewracam oczami.
–
Idź już, ja się
tym zajmę. Chodź ze mną to pogadamy. – rzuciłam do chłopaka i
popatrzyłam się przeciągle po zbiorowisku osób. Po chwili nieco
speszeni gapie poszli zająć się swoimi rzeczami.
Weszłam
do pobliskiej sali od języka polskiego. Facet usiadł na krześle
nauczycielskim i wyraźnie rozbawiony uniósł nogi kładąc je
prowokacyjnie na biurku. Popatrzyłam na niego zirytowana.
–
Vincent. –
powiedział po prostu. Postawiłam torbę na ziemi obok stolika, na
którym usiadłam.
–
Hm? - powiedziałam
zupełnie nie wiedząc o co chodzi. Spojrzał na mnie swoimi szarymi
oczami, które były wyraźnie rozbawione tą sytuacją.
–
Nie przedstawiłem
się, jeśli się nie mylę. – odpowiedział, a na jego twarzy
pojawił się uśmiech. Ta nagła zmiana nastroju z awanturniczej do
pogodnej była doprawdy dziwna. W duchu przygotowywałam się na
długą kłótnię.
–
Nie obchodzi mnie to
kim jesteś ani czym. Chodzi mi tylko o to, że zniszczyłeś związek
mojego brata i Lis. Wiesz nie zapraszali do siebie osób trzecich. –
powiedziałam jadowitym głosem. Przymknął na chwilę oczy i
odchylił się na krześle do tyłu. Przyjrzałam mu się uważniej.
Był ubrany w białą koszulkę, czarną skórzaną kurtkę i sprane
niebieskie jeansy. Byłam zirytowana tym, że mnie w ten
sposób lekceważy. Po dłuższej chwili milczenia westchnęłam
sfrustrowana.
–
Powiedz mi proszę,
że z nią nie jesteś. – warknęłam próbując wyciągnąć z
niego jakieś informacje. Spojrzał na mnie zaskoczony tym pytaniem.
–
Ja się nie bawię w
dziewczyny. – mruknął i nieoczekiwanie wstał. Podszedł do okna
i usiadł na parapecie.
–
Dobra widzę, że to
koniec rozmowy. – powiedziałam, po czym wstałam, chwyciłam za
torbę i szarpnęłam za drzwi, które nieoczekiwanie okazały się
być zamknięte.
–
Co do cholery. –
pisnęłam przerażona perspektywą zostania zamkniętą z Vincentem
w jednym pomieszczeniu. Usłyszałam śmiech. Szybko odwróciłam się
do niego mrużąc oczy. Na jego palcu wskazującym wisiał sobie
swobodnie kluczyk od sali. Puścił mi oczko, a ja w tej chwili
miałam ochotę go zabić.
–
Ty... dawaj to. –
syknęłam.
–
Tylko wtedy, jeśli
umówisz się z mną na randkę. Jutro jest przecież ta impreza na
boisku szkolnym. – Przewróciłam oczami.
–
Nie. A teraz otwórz
te drzwi. Mam zaraz trening. – powiedziałam, potrząsną głową.
Podszedł do drzwi i wsunął w nie kluczyk. Nacisnął na klamkę, a
one ustąpiły z cichym jękiem.
–
I tak się widzimy o
dziewiątej. – powiedział do moich pleców, gdy wychodziłam.
~6 września~
–
Wy parkujecie tam! –
krzyknęłam wskazując starszym chłopakom miejsce obok nas.
Uśmiechnęłam się do nich, a oni dodali gazu by się popisać.
Przewróciłam oczami. Impreza właśnie się rozkręcała i wszyscy
dopiero się zjeżdżali. Ja jako główna dowodząca tego całego
zebrania miałam masę kłopotów na głowie, gdyż nie każdy był w
stanie trzeźwości. W sumie była nas tu dość spora grupka osób i
najwyraźniej każdy świetnie się bawił. Dosiadłam się do
dziewczyn które siedziały na masce mojego samochodu.
–
Słyszałam że
rozmawiałaś z tym słodziakiem z równoległej klasy Vincentem. –
rzuciła podekscytowana i nieco wstawiona Alexandria Vlescu.
Chwyciłam za pełny kieliszek, który polała mi Miriam.
–
Nie wiem o kim
mówisz. – skłamałam szybko i wypiłam jego zawartość.
Skrzywiłam się, gdy płyn zaczął palić mnie w gardło.
–
No ten przystojniak.
Nie mów, że go nie znasz. No wiesz co Aylin po tobie bym się tego
nie spodziewała – cmoknęła zirytowana Alex. Pokręciłam głową
i polałam jej. Nie byłam teraz w nastroju do gadania o facetach.
Byłam tu aby się zabawić. Wstałam i zaczęłam śpiewać do
piosenki Davida Guetty – Shot Me Down.
I
was five and he was six
We
rode on horses made of sticks
He
wore black and I wore white
He
would always win the figh
BANG
BANG!!!
– No no no kogo ja tu widzę. – usłyszałam za plecami męski głos. Szeroko się uśmiechnęłam do dziewczyn, które zrobiły zaskoczone miny i odwróciłam się.
–
No nie. Myślałam,
że to jakiś przystojniak a to tylko ty. – powiedziałam
zawiedzionym głosem. Spojrzał za siebie i gestem przywołał
pozostałych chłopaków, którzy się do nas przysiedli.
–
Naprawdę musiałeś
ich tu przyprowadzać? – syknęłam patrząc się na dziewczyny,
które siedziały rozchichotane na masce mojego samochodu w
towarzystwie nowych znajomych. Była to impreza na szkolnym boisku
szkolnym gdzie wjechaliśmy pięcioma autami, na jednym pickupie
stały cztery duże beczki piwa, przy których tworzyła się już
spora kolejka osób. Spojrzał na mnie wkurzony.
–
Nie mogłabyś być
dla mnie choć raz miła? – spytał się patrząc swoimi szarymi
oczami w moje. Przeszedł mnie dreszcz.
–
Człowieku,
rozmawiamy dopiero drugi raz! – krzyknęłam lekko się zataczając.
Przeczesał dłonią swoje włosy.
–
No tak mój błąd.
Idziemy się przejść? – zaniemówiłam. Alkohol podsuwał mi
zboczone myśli i obrazy które mogły się zdarzyć gdybym z nim
poszła. Wzruszyłam ramionami odsuwając od siebie wszystkie dziwne
skojarzenia.
–
Jasne. –
odpowiedziałam i z tylnego siedzenia wyjęłam dwie puszki piwa.
Jedną podałam jemu, a jedną zostawiłam dla siebie.
Dodatek - Vincent
Usiedliśmy na trybunach i otworzyliśmy piwo. Pociągnąłem solidnego łyka po czym spojrzałem na Aylin. Wpatrywała się w mnie tymi swoimi błękitnymi oczami. Powoli odgarnąłem jej blond włosy za ucho, a ona tylko odtrąciła moją dłoń.
-Łapy przy sobie. - syknęła mi prosto w twarz. Wzruszyłem ramionami.
-Podobasz mi się. - mruknąłem z uśmiechem, patrząc na jej reakcję. Przewróciła oczami jakby ją to nie obchodziło.
-Ogarnij się. - powiedziała. Westchnąłem. Będzie trudniej niż myślałem, a to mi się nie podobało.
-Słuchaj. Co powiesz na taki układ? Ja Ci dam trochę przyjemności, a Ty mi? - spytałem znienacka. Usłyszałem że gwałtownie wciąga powietrze.
-Ciebie chyba pojebało. - warknęła wstając. - Chcesz kurwa dostać w pysk? - powiedziała pokazując dłoń. Zaśmiałem się i również wstałem
-Chyba źle mnie zrozumiałaś słonko. Naszym celem jest sprawianie przyjemności Panno Richards. - powiedziałem patrząc jej w oczy. Przymknęła je na chwilę.
-Daj mi spokój Vincent, proszę. - szepnęła gwałtownie się odsuwając. Ominęła mnie i zaczęła iść w stronę aut, tam gdzie rozkręcała się impreza.
-I tak będziesz moja! - krzyknąłem za nią. Uśmiechnąłem się szeroko, a ona pokazała mi środkowy palec. Oparłem się wygodnie i dokończyłem piwo. Wszystko szło po mojej myśli, choć trudniej niż oczekiwałem. Skoro Aylin dziś poszła ze mną, to zrobi to kolejny raz. Udawała tylko niedostępną ale nie z mną takie gierki.
-Łapy przy sobie. - syknęła mi prosto w twarz. Wzruszyłem ramionami.
-Podobasz mi się. - mruknąłem z uśmiechem, patrząc na jej reakcję. Przewróciła oczami jakby ją to nie obchodziło.
-Ogarnij się. - powiedziała. Westchnąłem. Będzie trudniej niż myślałem, a to mi się nie podobało.
-Słuchaj. Co powiesz na taki układ? Ja Ci dam trochę przyjemności, a Ty mi? - spytałem znienacka. Usłyszałem że gwałtownie wciąga powietrze.
-Ciebie chyba pojebało. - warknęła wstając. - Chcesz kurwa dostać w pysk? - powiedziała pokazując dłoń. Zaśmiałem się i również wstałem
-Chyba źle mnie zrozumiałaś słonko. Naszym celem jest sprawianie przyjemności Panno Richards. - powiedziałem patrząc jej w oczy. Przymknęła je na chwilę.
-Daj mi spokój Vincent, proszę. - szepnęła gwałtownie się odsuwając. Ominęła mnie i zaczęła iść w stronę aut, tam gdzie rozkręcała się impreza.
-I tak będziesz moja! - krzyknąłem za nią. Uśmiechnąłem się szeroko, a ona pokazała mi środkowy palec. Oparłem się wygodnie i dokończyłem piwo. Wszystko szło po mojej myśli, choć trudniej niż oczekiwałem. Skoro Aylin dziś poszła ze mną, to zrobi to kolejny raz. Udawała tylko niedostępną ale nie z mną takie gierki.
Dotarłam tutaj, więc z tego co widzę zostały mi jeszcze cztery części do przeczytania by być na bieżąco. Postaram się jak najszybciej je nadrobić, może jeszcze dziś, za jakąś godzinkę, albo chwile po północy.
OdpowiedzUsuńTeraz czekam na wasze komentarze u mnie. Jako, że jest to też opowieść o młodych ludzich, to może was zainteresuje: http://bez-instrukcji.blogspot.com/