„Kiedy
pijesz, to świat nadal gdzieś tam sobie istnieje, ale przynajmniej
na chwilę zdejmuje ci nogę z gardła.”
~5
września~
Obróciłem
się na drugi bok i mocniej naciągnąłem kołdrę na głowę. Znowu
odpływałem w objęcia Morfeusza, gdy nagle doszedł do moich uszu
piekielny dźwięk telefonu. Aż podniosłem głowę do góry i
sięgnąłem po sprawcę mego obudzenia. Szybko odebrałem pełny
obaw.
–
No
cześć tato. – przełknąłem ślinę tym samym nawilżając
trochę gardło. Cholera chciało mi się strasznie pić. Chociaż w
sumie nie ma się co dziwi. Nie pamiętam nawet kto mnie wczoraj
wpakował do łóżka, więc musiałem nieźle poszaleć z alkoholem,
a teraz są tego skutki – kac.
–
Mogę
wiedzieć co Ty sobie wyobrażasz Roger? – usłyszałem władczy
głos ojca.
–
Ale
tat... – nawet nie pozwolił mi dokończyć.
–
Za
2 dni widzę Cię w domu, wtedy porozmawiamy. – rzucił rozłączając
się.
Zerknąłem
na zegarek, było przed 12. „Wypadałoby się pokazać w szkole.”
przeszło mi przez myśl, dlatego niechętnie zwlokłem się z łóżka
i poszedłem pod prysznic.
~
Dziś
wszystkich mierzyłem wzrokiem, który jasno mówił „spierdalaj”.
Gdy pojawiłem się godzinę temu w szkole na wf-ie wszyscy byli
zdziwieni, że nie ćwiczę, ale zaczerwienione oczy oraz wory pod
nimi wszystko tłumaczyły. Nie miałem dziś siły by w jakikolwiek
sposób egzystować i jeszcze ten frajer – Vinny oczywiście musiał
się mnie dziś przyczepić psując jeszcze bardziej humor. Boże jak
ja go nie trawię. Gdybym mógł to bym zwymiotował na niego, ale
niestety nie miałem czym.
Kierowałem
się w stronę sali biologicznej, gdy nagle dostrzegłem Amandę i
Aylin żywo dyskutujące o czymś. Podszedłem do nich.
– Hejo
dziewczynki. – rzuciłem.
– Roger,
śmierdzisz alkoholem. – mruknęła Lin patrząc na mnie.
–
Na
prawdę? – jęknąłem żałośnie.
– Nie,
żartuję. Dziś nawet przyjemnie pachniesz. – odpowiedziała z
kpiącym uśmieszkiem.
–
Ale
masz kaca pewnie, co? – udzieliła się do rozmowy Amanda.
–
Tak
i to cholernego. Jeszcze ten frajer Vinny. Boże miałem ochotę się
niego scheftać ale..
–
Roger!
– szarpnęła mnie za rękę Lin i kontynuowała. – Nie tak cię
wychowałam.
–
Ty
mnie słoneczko nie wychowałaś. A właśnie. Dziękuję wam za
wczorajsze uratowanie mi dupy. Kocham was i nie wiem co bym bez was
zrobił.
–
Zginąłbyś.
– rzekła Amanda puszczając mi oczko.
–
Ojj
uwierz, że tak, ale mam coś dla was. – sięgnąłem do torby
wyjmując z niej perfumy Alien dla Lin oraz zieloną herbatę z
płatkami róż i świeczkę o zapachu waniliowym dla Amandy.
–
Skąd
to masz? – spytała się Lin.
–
Ukradłem.
– mruknąłem uśmiechając się.
–
Roger...
– spojrzała na mnie zszokowanym wzrokiem Lin.
–
Lin
mam zajebiste chochliki, które mi pomagają. Ja drogie damy lecę na
biologię, nie chcę się spóźnić. – powiedziałem uśmiechając
się. Faktycznie miałem takiego chochlika, który wskoczył by za
mną w ogień, był nim Max.
–
I
tak już jesteś spóźniony idioto. – dogryzła mi Lin.
–
I
tak ta baba mnie nienawidzi. – rzuciłem z uśmiechem. – To
widzimy się jutro na boisku.
–
Mnie
nie będzie, nie dam rady. – rzuciła Amanda.
–
Wielka
szkoda. – dałem jej buzi w policzek. – Dobra żegnam panienki. –
rzuciłem na odchodne i poszedłem na męczącą lekcję biologii.
~6
września~
–
No
polej w końcu! – krzyknąłem do Maxa, by mnie usłyszał co było
ledwo wykonalne, ponieważ właśnie rozbrzmiały na całym boisku
pierwsze bity i słowa piosenki Diplo – Revolution.
Aktualnie
robiliśmy naszą małą prywatną imprezę na terenie szkoły.
Przecież nikt nam nie zabroni, prawda?
Mimo
tak świetnej atmosfery miałem dość alkoholu. Dwa dni temu
poszalałem w Paradise, wczoraj miałem niesamowitego kaca, a dziś
znowu piłem. Kac był moim przyjaciel z którym rzadko kiedy się
rozłączałem.
Wypiłem
jednym szybkim ruchem zawartość kieliszka i od razu został on
zapełniony ponownie. Jak na każdej imprezie wódka lała się
strumieniami, gdzieś ktoś pieprzył się w aucie, a panienki
krążyły wokół jak sępy, by zaciągnąć mnie na tylne
siedzenie. Miałem już wstać i podejść do brunetki, która
dosłownie pożerała mnie wzrokiem. Miała fajny tyłeczek to jej
musiałem przyznać. Do tego długie kręcone włosy, ładny uśmiech.
Ogólnie dobra dupa, ale dostałem smsa i aż mnie zamurowało.
„Roger sprawa o ciąży jest zamknięta” tak brzmiała treść
wiadomości, a była ona od Lis. Uśmiechnąłem się sam do siebie.
Bądź co bądź posłuchała się mnie i byłem z tego faktu bardzo
zadowolony, bo już nie będę się musiał martwić o to, że tato
odetnie mi kieszonkowe. Znając go byłby do tego zdolny lub wymyślił
by mi jakąś inną karę za to, że „zostałby dziadkiem”.
–
Siema
wszystkim! – krzyknęła Margaret, a wszyscy zgromadzeni spojrzeli
na nią. Nasza charyzmatyczna liderka, wraz ze swoją siostrą Yolandą
tworzą najbardziej kolorowy duet w szkole zwany WB. Dziewczyna
uśmiechając się szeroko kontynuowała swoją wypowiedź. – Mam
nadzieję że nigdy nie zapomnicie tego wieczoru. – zamyśliła się
na kilka sekund – Chociaż nie oszukujmy się. Wiemy wszyscy
doskonale, że jutro nie będziecie niczego pamiętać. – po tych
słowach wszyscy wybuchli śmiechem, a jej uśmiech jeszcze bardziej
się poszerzył.
–
Witam
panią, gdzie masz siostrę? – spojrzałem na nią pijąc kolejny
kieliszek alkoholu. Ciesz spowodowała, że po całym moim ciele
rozniosła się przyjemna fala ciepła.
–
Gdzieś
tam jest. – odmruknęła dziewczyna siadając koło mnie.
–
Zmieniłaś
kolor? – rzuciłem spoglądając na jej ciemno fioletowe włosy.
–
Od
razu zmieniłam. Dodałam tylko morskie końcówki. - uśmiechnęła
się ukazując tym samym szereg idealnie białych i równych zębów.
Skierowała
w moją stronę paczkę L&M lightów, a ja z chęcią wziąłem
jednego papierosa. Po chwili palenia zaczęliśmy gadać na temat
najbliższych jesiennych rozgrywek koszykówki.
Jakieś
5 minut później dołączyła do nas mega zirytowana Aylin.
–
Co
się stało? – spytałem. Widać było, że ktoś ją bardzo
zdenerwował.
–
Nic
takiego. – uśmiechnęła się sztucznie biorąc ode mnie papierosa
i zaciągając się mocno.
–
Tak,
jaaasne. A ja jestem królową baletu. – wierciłem ją wzrokiem,
ponieważ coś było nie tak, ewidentnie to widziałem, a ona mi nic
nie chciała powiedzieć.
–
Gdzie
ta wódka?! – krzyknęła Lin dalej się uśmiechając.
–
Max,
polej! – krzyknąłem do Maxa i od razu jak na skinienie
czarodziejskiej różdżki kieliszki się zapełniły, nie nalegałem
już na Lin, bo wiedziałem że to nie miało sensu, wiedziałem że
sama prędzej czy później mi powie.
~
Po
godzinie intensywnego spożywania alkoholu dołączył do nas Michel
– kurier Amandy. Mimo tego że nie należał do Elity lubiłem tego
kolesia. Miał w sobie tak zwany "urok osobisty" i pewnie dzięki
temu kolegowałem się z nim, pomimo jego emosowatego wyglądu.
Większość
osób już zezgonowała i zostali odstawieni do domu, a wytrwali
tylko najsilniejsi, mianowicie: ja, Margaret, Yolanda, Lin, Max i brunetka, która pożerała mnie wzrokiem. Jak się dowiedziałem ma
na imię – Claudia oraz jej przyjaciel – Jev. Byli bardzo dobrym
towarzystwem do picia, więc nic więcej nie było mi potrzeba.
Właśnie
miałem wypić kolejny kieliszek, gdy usłyszałem syreny.
–
Kurwa
mać, zbieramy się, psy! – krzyknąłem najgłośniej jak
potrafiłem. Momentalnie wszyscy się zebrali.
–
Max
bierz pickupa! – krzyknąłem rzucając mu kluczyki, a sam
skierowałem się do Hummera H2. – Za 5 minut za Paradise! –
wrzasnąłem wchodząc do auta. Obok mnie usiadła Lin, a Margaret i
Yolanda z tyłu.
Mimo
tego ile miałem promili we krwi momentalnie wytrzeźwiałem,
nawróciłem i naciskając gaz na maksa skierowałem się do bramy.
Wyjechałem i od razu skręciłem w lewo. W lusterkach zauważałem,
że radiowóz wjechał właśnie na boisko.
– Kurwa
mać. – mruknąłem sam do siebie.
-Ejj
spokojnie, wszyscy się zaraz spotkamy pod Paradise. – powiedziała
Margaret patrząc na mnie.
Po
kilku minutach byliśmy już w umówionym miejscu. Wyszedłem z auta
i oparłem się o drzwi. Wziąłem kilka głębokich oddechów. Po
chwili podjechał do nas srebrny pickup.
–
Roger...
– powiedział niepewnie Max wychodząc z wozu.
–
Co
jest? – spojrzałem na niego.
–
Bo
Michael... – kontynuował, a w jego głosie było słychać strach.
–
Co
z nim? – warknąłem na niego.
–
Zwinęli
go... – mruknął cicho Max patrząc w ziemię.
–
Żartujesz,
tak?! – krzyknąłem na niego i kontynuowałem. – Mówiłem, mamy
się spotkać wszyscy! Kurwa mać! – wyciągnąłem telefon i
zadzwoniłem do Amandy. Po pięciu próbach dodzwonienia się do nie
w końcu odebrała.
–
Roger
idioto, jest środek nocy .– jęknęła zaspana.
–
Mamy
problem. – powiedziałem poważnie.
–
Co
się stało? – spytała. Było słychać, że już się rozbudziła.
–
Policja
zgarnęła Michaela.
~7
września~
Zaparkowałem
samochód pod domem. Wysiadłem zestresowany, ponieważ czekała mnie
bardzo ciężka rozmowa z ojcem, do tego wszystkiego ta cała akcja z
Michaelem. Z Amandą stwierdziliśmy, że go razem z tego bagna
wyciągniemy, ale na chwilę obecną musieliśmy czekać na jakieś
informacje.
Przekroczyłem
próg domu.
– Jest
tu kto?! – krzyknąłem ale odpowiedziała mi tylko głucha cisza.
Wszedłem do kuchni i zajrzałem do lodówki. Jak zwykle nie było
nic prócz whisky. Aż mnie zemdliło. Nie mogłem patrzeć na
alkohol po wczorajszej libacji.
–
Siema
Roger! – krzyknął ktoś. Się odwróciłem i aż mnie zamurowało,
kiedy zobaczyłem kto stoi naprzeciwko mnie.
–
Co
Ty tutaj robisz wujku? – spytałem się go.
–
Jak
to co? Wasz kochany wujek stęsknił się za wami. – zmierzył mnie
wzrokiem od góry do dołu.
–
Kiedy
wyszedłeś? – nie chciałem mieć z nim nic wspólnego.
Wystarczyło mi to że mieliśmy to samo nazwisko. To już było
upokorzeniem.
–
Wczoraj.
Ojciec Ci nic nie powiedział? – spytał się mnie zaskoczony...a
może tylko udawał.
–
Nie,
nie gadałem z nim od dwóch dni. – mruknąłem niechętnie.
–
Słuchaj.
Potrzebuję osoby, która będzie mi towar sprzedawać. –
powiedział patrząc na mnie wymownie.
–
Nie
licz na mnie. – rzuciłem ostro.
–
Rodzinie
nie pomożesz.
–
Nie,
spierdalaj. – powiedziałem uśmiechając się kpiąco.
–
Jak
Ty się wyrażasz?! – krzyknął patrząc na mnie.
–
Normalnie.
– ominąłem go i ruszyłem w stronę wyjścia.
–
Gówniarzu,
gdzie Ty idziesz?!
Ten cytat brzmi jak słowa alkoholika~
OdpowiedzUsuń*Cały ten rozdział brzmi jak słowa alkoholika.
UsuńEj! No wiesz ty co! Jeszcze się Ola obrazi, że jej Rogera od pijaków wyzywasz :P
UsuńTak miał wyglądać ten rozdział xD
UsuńOla to pijak wiec :3 hahaha nie no zartuje
OdpowiedzUsuńNo to żeś Ole podsumowała xD
Usuń