„Nie
mów, że nie masz wyboru, bo zawsze go mamy.
Choć
czasem wybieramy między złym i jeszcze gorszym.”
~10 października~
Wf dobiegł końca. Kiedy
wychodziłam z hali sportowej, na której dowiedziałam się o
wczorajszym apelu zastanawiałam się co mam o tym wszystkim myśleć.
Zerkałam nieco nerwowo na mijanych ludzi, a gdy tylko ktoś na mnie
krzywo spojrzał od razu spuszczałam wzrok. „Jak mogło dojść do
czegoś takiego? Nie, to na pewno nie moja wina. Przecież mam swoje
zasady.” pomyślałam. W połowie drogi do budynku szkoły
zatrzymałam się nagle i wbiłam wzrok w ziemię.
– Margareth mnie zabije. –
szepnęłam i spojrzałam w szare niebo. Rozkoszowałam się tą
chwilą spokoju, dopóki nie zaskoczył mnie pan Dallas.
– Amando? – zaczął, a ja
aż lekko podskoczyłam, odwróciłam się do niego. – Wystraszyłem
cię? Wybacz. Chciałem się spytać, dlaczego nie było cię wczoraj
w szkole?
– Źle się czułam, no wie
pan. – rzuciłam wymijająco i wymownie objęłam rękami brzuch.
– Ah tak tak, rozumiem. –
zmieszał się nieco. – Chciałem ci przekazać jedną informację.
Wkradł się mały błąd podczas przydzielania uczniów i Daniel
Johnson nie jest twoim podopiecznym. – „Dobrze, że tylko o to ci
chodziło.” pomyślałam. – Coś się stało? Zbladłaś.
– Nie, nic się nie dzieje
proszę pana. – uśmiechnęłam się sztucznie. – Dziękuję, że
mnie pan poinformował.
– Nie ma sprawy, w końcu to
mój obowiązek. – odwzajemnił słabo uśmiech. Rzadko kiedy
zdarzało mu się zmienić wyraz twarzy na bardziej wesoły, niż
pokerowa twarz. Robił to tylko do wybranych osób, a mnie
najwyraźniej do nich zaliczał. – Jakby co to Daniel już o
wszystkim wie, więc nie musisz się martwić. – dodał, po czym
odszedł poganiając paru spóźnialskich uczniów. Prawdopodobnie
był już dzwonek, ale nie miałam ochoty iść na ostatnią godzinę
pierwszego bloku. Nie chciałam patrzeć na tych wszystkich ludzi
nawet podczas przerwy obiadowej. Z ponownego zamyślenia wyrwała
mnie zbliżająca się grupka chłopaków z trzeciej klasy, pośród
których dojrzałam Perhama, najwyraźniej dobrze odnalazł się w
swojej nowej klasie.
– O Trawolubna! – krzyknął
ucieszony i stanął przede mną, uprzednio wyplątując się z
ramion otaczających go kolegów. – Jeszcze nie w szkole? A taka
pilna uczennica. – dodał ironicznie, a panowie, którzy stanęli
obok zaczęli wołać i pogwizdywać. Nie lubiłam tego i chętnie
bym im coś powiedziała, ale nie miałam tyle siły, czułam się
beznadziejnie i chciałam stąd jak najszybciej odejść.
– Daj mi spokój. –
rzuciłam do niego stanowczo i skierowałam się w stronę szkoły.
– Hej, chwila. – powiedział
już nieco poważniej i podbiegając złapał mnie za ramię, a ja
nie mogłam już wytrzymać i wyrwałam mu się z uścisku.
– Daj mi spokój, dobrze?! –
mój podniesiony głos rozniósł się po okolicy. Ruszyłam dalej,
ale on nie dał za wygraną i znów ruszył za mną.
– Co się dzieje, co? –
zatrzymałam się, ale nie spojrzałam na niego. – Ej wy! Idzie na
salę, a nie się lejecie! – warknął Derrick. Śmiechy
natychmiast umilkły i rozniosły się oddalające od nas kroki.
– Idź na lekcje. –
odparłam chłodno.
– Najpierw chcę się
dowiedzieć o co chodzi.
– Głuchy jesteś? Co cię w
ogóle interesują moje problemy? – spytałam autentycznie nie
rozumiejąc jego nagłego zainteresowania.
– Jesteś moim opiekunem,
więc chcę wiedzieć na co jesteś zła.
– Nie jestem zła. –
burknęłam.
– No to smutna, na jedno
wychodzi. – włożył ręce do kieszeni swojej skórzanej kurtki.
Poczułam jak moja głowa zaczyna gwałtownie pulsować i odruchowo
złapałam się za nią. – Co ci?
– A nie widać? –
poprawiłam brązową torbę i czym prędzej ruszyłam w stronę
kafejki.
~
– Obiecaj, że powiesz mi o
co chodzi albo cię nie wpuszczę. – powiedział Perham zastawiając
mi wejście do pomieszczenia.
– Dobrze, niech ci będzie. –
westchnęłam dając za wygraną, po czym weszłam do małej,
przytulnej, utrzymanej w kolorach bieli, beżu i żółci kawiarenki.
Usiadłam na kanapie ustawionej przy dużym oknie i oparłam się
zmęczona.
– Duże latte. –
powiedziałam do kelnerki zamykając oczy. Kiedy po chwili je
otworzyłam spostrzegłam Derricka siedzącego na fotelu przede mną.
– Jeszcze tu jesteś? – rzuciłam niemrawo.
– Mów o co chodzi. –
powiedział dobitnie, a ja nie miałam siły mu już odmawiać.
– No dobrze. – oderwałam
się od przyjemnego oparcia i pochyliłam lekko nad dzielącym nas
stolikiem. – Chodzi o to, że... – przerwałam widząc zbliżającą
się dziewczynę z moją kawą. – Dziękuję. – uśmiechnęłam
się miło i gdy tylko odeszła kontynuowałam. – Chodzi o ten
apel. Byłeś na nim więc pewnie wiesz o co chodzi.
– Serio myślisz, że bawię
się w chodzenie na jakieś głupie apele?
– Eh. – westchnęłam. –
Wczoraj był apel, na którym mówili coś o gimnazjaliście
naszpikowanym narkotykami. – ściszyłam głos. – A tak się
niestety sprawy mają, że sporo osób może mnie o to podejrzewać mimo, że tak naprawdę nie mam z tym nic wspólnego.
– Handluj... – szybko
przyłożyłam mu dłoń do ust chcąc go uciszyć i potwierdziłam
kiwnięciem głowy.
– Zaczęło się w zeszłym
roku i miało być tylko dla znajomych, ale pech chciał, że po
niedługim czasie miałam już kilku kurierów, którzy rozprowadzali
niewielkie ilości towaru. Ale naprawdę niewielkie. To są moje
zaufane osoby i wiem, że przestrzegają moich zasad.
– Zasad? Masz jakieś zasady
przy...takich rzeczach?
– Tak. Nie zależało mi
wtedy na kasie, a jedynie na wpasowaniu się w pewne towarzystwo,
więc mogłam sobie pozwolić na wprowadzenie paru zasad. Między
innymi chodziło sprzedaż w małych porcjach, zapamiętywanie,
ewentualnie zapisywanie, czego jednak wolałam unikać, kto, kiedy i
ile kupił oraz najważniejsza. Zakaz sprzedawania czegokolwiek innym
klasom niż licealne.
– No to chyba ktoś w twoich
szeregach nie jest z tobą do końca szczery. – uśmiechnął się
złośliwie.
– Mówiłam, że to nie jest
śmieszne. Właśnie zdradziłam ci informacje, które zna tylko
garstka osób, więc proszę, nie mów tego nikomu. – głos nieco
mi się załamał, a ja spojrzałam w dół. Derrick milczał, ale
domyślałam się, że jest zaskoczony tym co właśnie mu
powiedziałam.
– Zostało dwadzieścia minut
do przerwy. Chcesz się gdzieś ulotnić? – spytał
niespodziewanie. Pomyślałam chwilkę.
– Wiesz, chciałabym, ale
najwyraźniej muszę się jeszcze z kimś spotkać. – rzuciłam
wymijająco.
~
Minęło półgodziny czekania
przy wejściu do jadalni, nim dostrzegłam zbliżającą się
Margareth.
– Miałam nadzieję, że cię
dziś zobaczę. – podeszła do mnie i przytuliła się. Byłam
nieco zaskoczona tym gestem, ponieważ nigdy nie byłyśmy specjalnie
blisko, jednak odwzajemniłam go.
– Mam problem...
– Wiem. – przerwała mi, a
ja poczułam się jak mały szczeniak potrzebujący pomocy. –
Powiedziałam już Rogerowi i Aylin, żeby zaczekali w pokoju
wypoczynkowym.
Pięć minut później
dotarłyśmy do średniej wielkości pomieszczenia piwnicznego, znajdującego się pod internatem. Głównymi jego
punktami zaczepienia były nowoczesny kominek, sporej wielkości
telewizor i brązowa skórzana kanapa. Małe okna, z których światło
ładnie padało na drewniany dodatki, nadawały temu pokojowi
niepowtarzalny klimat. Na fotelu skierowanym w stronę wejścia
siedziała Aylin, na największym siedzeniu ustawionym tyłem
rozsiadł się Roger.
– No to jesteśmy w
komplecie. – zaczęła fioletowowłosa.
– Ta, jasne. – rzucił
nieco zbyt złośliwie Roger. – Fajnie, że nas powiadomiłaś o
swoim dołączeniu do nasze paczki. – powiedział, kiedy zajęłyśmy
już swoje miejsca.
– Dla twojej wiadomości, nie
podjęłam jeszcze ostatecznej decyzji. – odparłam nerwowo.
– Bez kłótni dobrze? –
wtrąciła się Margareth. – Mamy ważniejsze rzeczy niż wasze
sprzeczki. – westchnęła i kontynuowała. – Rano wujek wezwał
mnie do siebie i wypytywał o dilerów. Oczywiście słowem nawet się
nie odezwałam na twój temat Amanda. Nie zmienia to faktu, że mamy
w szkole kogoś, kto myśli, że może sobie bez konsekwencji
sprzedawać narkotyki.
– Sprawdziłaś już swoich
kurierów? – odezwała się Aylin.
– Nie, dzisiaj dopiero
dowiedziałam się o całym zajściu.
– Wiem, że nie chciałabyś
tego ujawniać, ale ilu ich masz? – spytałam Margareth.
– Dwóch, Michael i James
Curtiss z czwartej.
– Dobra, to już wiemy kogo
sprawdzać. – poczułam kolejną już dzisiaj falę bólu i
złapałam się za głowę. – Co ci jest? – podeszła do mnie i
kucnęła.
– Nic, głowa mnie dziś co
chwilę boli.
– To jedź do domu. My się
wszystkim zajmiemy.
~
Kiedy wsiadłam do autobusu
odetchnęłam z ulgą. Jeszcze tylko godzina i znajdę się w
cieplutkim mieszkaniu, zrobię sobie dobre jedzenie, włączę muzykę
i zabiorę się za kolejną książkę. Spojrzałam na niską,
blondwłosą dziewczynę siłującą się z zablokowanymi drzwiami
zaraz przy kabinie kierowcy. Kierowca jak widać nie spieszył się,
aby coś z tym zrobić, jednak niespodziewanie na pomoc przybył
wysoki brunet ubrany w skórzaną kurtkę, na widok którego
blondynka dostała soczystych rumieńców. Mocno popchnął drzwi,
które natychmiast się zamknęły. Spojrzał na dziewczynę,
uśmiechnął się i skierował w moją stronę.
– Widzę, że
nawet w autobusie mi nie odpuścisz. – rzuciłam zadziornie, kiedy
usiadł obok.
– Nie
zamierzam zostawiać cię w takim stanie samej. Westchnęłam
opierając się o jego ramię.
– Zamierzasz jechać ze mną
do domu?
– Zamierzam cię przynajmniej
odprowadzić pod drzwi.
– To wstąpimy wcześniej do
dwóch miejsc po obiad i deser.
I tak przeleciał mi cały
dzień, w towarzystwie Derricka Perhama – flirciarza, buntownika i,
jak się okazuje, dobrego przyjaciela.
Witam. Po kilkudniowym obleganiu waszego bloga w końcu przeczytałam wszystkie notki i już mogę wygłosić swoja opinię (jak by kogoś ona obchodziła - udajmy, że obchodzi :D). A więc na początku to chyba nic mi się nie spodobało XD Fabuła wydawała się denna i oklepana, bohaterowie tępi jak but z lewej nogi, a wiele rzeczy wydawało się nie realistyczne. Lecz mimo to, napisane było bardzo dobrze. Prawie wszystkie fragmenty czytało się lekko i mimo, że akcja toczyła się bardzo szybko to nie miałam negatywnych odczuć. Nie dostrzegałam w ogóle błędów (choć podobno jakieś były e.o). Wszystko było napisane schludnie, lekko i prosto. Bez zbędnych opisów i posranych sformułowań. Ja jako człowiek bardzo mało rozumny wszystko zrozumiałam. I to właśnie chyba was uratowało, ponieważ z tego powodów zabrałam się za resztę czytania. No i nie zawiodłam się! Fabuła okazała się ciekawa, wiele rozwiniętych wątków, bohaterowie tępi jak byli XDD, ale za to i charaktery są tak stworzone, że po prostu się ich lubi. Trudno mi wybrać ulubionego, ale raczej to będzie Amanda, ponieważ najbardziej z nich wszystkich przypomina mi mnie XDD. Jeszcze lubię Vincenta. Jest taki arogancki i do tego chyba jedyny ma w dupie całą tą Elitę. No i jeszcze do jego roli wybrałyście Coltona Haynesa. Także... już go uwielbiam XDDD. Jeżeli miałam bym wybrac tekst, który najlepiej jest napisany to chyba było by to niemożliwe. Piszecie bardzo podobnie i jeżelibyście nie napisały, że piszecie ten blog w trzy osoby nigdy bym się nie zorientowała.
OdpowiedzUsuńOdwaliłyście kawał dobrej roboty i trzymajcie się tego, obserwuje i czekam na next ;)))
Cieszę się pozytywną opinią z Twojej strony :3 Właśnie bałam się jak inni odbierają postać Vincenta więc mile mnie zaskoczyłaś!:D Jeśli go naprawdę polubiłaś pojawi się on bardzo często na innym blogu który teraz (w sumie już:))(Z Dorotką<3) założyłyśmy. A jeśli chodzi o Coltona to mam na jego punkcie kompletnego świra :DDD
UsuńJeszcze raz dziękuje za opinię która zachęca do dalszego pisania <3
Ojojoj, co ja tu czytam xD Bardzo cieszy mnie Twój komentarz i to, że przeczytałaś całe :P Co do początków, to jak wiadomo ciężko jest poskładać wszystkie fakty w trzy osoby, szczerze to chętnie bym pozmieniała kilka rzeczy, ale mówi się trudno i pisze się dalej :P Może jak skończymy całe opo to zabierzemy się za porządkowanie fabuły i powstanie Elite School w odświeżonej wersji :D
UsuńA co do komentarza Carmelka to rzeczywiście, w przygotowaniu jest kolejne opowiadanie o uczniach z Royal King Academy, ale jak to będzie wyglądać i tak dalej, na to trzeba jeszcze poczekać ;)