"Idealna randka jest, gdy on potrafi dotknąć Twojego serca nie dotykając niczego innego"
~ 10 października ~
Vincent
uśmiechał się zadziornie, gdy przystanęłam na najwyższym
schodku przed wejściem do internatu. Kulturalnie otworzył drzwi
pasażera, które prowadziły do wnętrza eleganckiego czarnego
Chevroleta Camaro. W tym momencie serce zabiło mi szybciej, gdy
pomyślałam, że mieliśmy spędzić cały wieczór razem. Nerwowo
przygładziłam rąbek koronkowej białej sukienki przed kolano
próbując powstrzymać drżenie rąk, gdy zauważyłam, że ubrany
był w białą koszulę, czarną marynarkę i jasne jeansy. Wyglądał
oszałamiająco, przez co ja poczułam się jak szara myszka. Szybko
strzepnęłam z siebie okruszki niepewności, które nie chciały
zniknąć. „Dziewczyno! To tylko randka” krzyknęłam sama do
siebie. Powoli zeszłam zewnętrznymi schodami na moich wysokich
czarnych szpilkach. Ubrałam się dosyć oficjalnie nie wiedząc
czego się mogę po nim spodziewać. Przynajmniej nie przyjechał
motorem, przez co sukienka i moja duma były bezpieczne.
– Cześć
– Powiedział, gdy byłam już w jego pobliżu. Na mojej twarzy
pojawił się uśmiech – Uwielbiam, gdy się uśmiechasz. –
szepnął dotykając delikatnie mojego policzka. Przyjemny dreszcz
ogarnął moje ciało szybko stłumiłam zawstydzenie i zamieniłam
je na sarkazm.
– Myślałam,
że się spóźnisz. – mruknęłam wsiadając do auta. Zachichotał
kręcąc głową. Zamknął drzwi i szybkim krokiem okrążył auto.
W tym czasie rozejrzałam się po wnętrzu samochodu. Automatyczna
skrzynia biegów i milion przycisków, które wczesnym wieczorem
świeciły jasnym niebieskim światłem. Skórzane czarne fotele były
wygodne, a włączona klimatyzacja wiała zimnym delikatnym
powietrzem w moją twarz.
– Raczej
to w naturze dziewczyn jest spóźnianie się, kochanie? – wsiadł
i włożył kluczyk do stacyjki. Uruchomił silnik, który wydał
zadowolony pomruk sugerujący, że jest gotowy do szybkiej jazdy.
Pośpiesznie zapięłam pasy bezpieczeństwa, które miałam nadzieje
uratują moje życie przed jego stylem jazdy, który zapewne nie był
ostrożny.
– Kochanie?
Naprawdę? – prychnęłam zaskoczona, po czym spojrzałam na niego
z uśmiechem. Poczułam jak na moich policzkach pojawiają się
rumieńce.
– A
nie mówi się tak przy pierwszej randce? – uniósł brwi udając
zdziwienie. Wybuchnęłam śmiechem, gdy to powiedział. Wtedy
wcisnęło mnie w fotel, gdy przyspieszył na drodze stanowej.
Popatrzyłam na krajobraz, który śmigał mi przed oczami,
rozmazując się przez prędkość, z którą pędziliśmy. Chwilę
później zjechaliśmy zjazdem włączając się w ruch uliczny.
– Gdzie
jedziemy? – Spytałam rozglądając się po bokach, znajdowaliśmy
się w najdroższej nowojorskiej dzielnicy – na Manhattanie, gdzie
wystawy sklepowe były warte tysiące, a może i więcej, a ludzie
bez mrugnięcia okiem wyrzucali pieniądze przez okno pozwalając się
pławić w luksusach. Znałam tutaj dużo ważnych osobistości
znanych aktorów, muzyków, polityków, którzy nie widzieli więcej
niż czubka własnego nosa. Nawet ja nie upadłam tak nisko, jak oni.
– Pierwsza
moja poważna randka powinna być gdzieś indziej niż w toalecie
obok brudnego i zapuszczonego baru lub na tylnym siedzeniu auta.
Spytałem Google, gdzie mogę cię zabrać i wyskoczyło coś
interesującego. – oznajmił z szerokim uśmiechem. Przystanęliśmy
przed czerwonym światłem.
– Wpisałeś
w Googlach, gdzie iść na randkę?! – wybuchłam niekontrolowanym
śmiechem. Wzruszył ramionami wyraźnie speszony.
– Mówiłem
nie jestem dobry w tych sprawach. – zacisnął usta w cienką
kreskę, a dłonie zawinął mocno na kierownicy. Delikatnie
dotknęłam jego ramienia, czując jak jego mięśnie sztywnieją.
Był wyraźnie napięty.
– Przepraszam
nie chciałam, jestem po prostu zdenerwowana i przytłoczona
wszystkim. – przyznałam się cichym głosem, który był ledwo
słyszalny.
– Tak
samo się czuję. To dla mnie całkiem nowe doznanie. –
Zaparkowaliśmy przed obszernymi szklanymi drzwiami. Boy w czerwonym
uniformie ze złotymi naszywkami i miłym uśmiechem podszedł, po
czym otworzył mi drzwi tym samym przerywając nam naszą rozmowę.
Wstałam uważając, by nie podwinęła mi się sukienka, gdyż za
barierkami stały tłumy fotografów. Uśmiechnęłam się szeroko,
ponieważ była to pierwsza reakcja, na którą się zdobyłam pomimo
szoku, którego doznałam. Vincent szybko do mnie dołączył
chwytając mnie z wyczuciem za rękę. Uniósł nasze splecione
dłonie i czule pocałował moją dłoń. Paparazzi wrzasnęli
szczęśliwi, a flesze na chwilę nas oślepiły. Poczułam, że mój
żołądek skręca się w ciężki supeł. Odgarnęłam kilka
zabłąkanych kosmyków z mojej twarzy.
– Panno
Richards! panno, Richards! Czy, to randka?! – krzyknął młody
reporter próbując bezskutecznie przepchać się przez barierkę.
– Panie
Groves co sądzi pan o nowej inwestycji Johna Grovsa? – Vincent na
chwilę przystaną i odwrócił się do młodej blondynki z szerokim
uśmiechem. Spojrzałam na nią zniesmaczona, że zdołała jakimś
cudem zdobyć jego uwagę. W chwili, gdy zauważyłam błysk wygranej
w jej oczach przysunęłam się bliżej chłopaka, na co on otoczył
mnie ramieniem w tali przyciągając do siebie.
– Myślę,
że ten rodzaj luksusowych hoteli "Company" bardzo dobrze
się przyjmie na Polskich i Francuskich rynkach turystycznych.
Pokładamy wielką nadzieję na dalszą współpracę
internacjonalną. Staramy się także wspierać jak najwięcej
projektów charytatywnych. – oznajmił kobiecie, ta natomiast
pokiwała głową, a jej szeroki uśmiech nie znikał z jej twarzy.
– Ostatnie
pytanie. Chodzi o pana towarzyszkę, jest tak wiele innych kobiet,
dlaczego akurat Aylin Richards? – prychnęłam zszokowana. To
pytanie było raczej natury prywatnej, a nie dziennikarskiej,
aczkolwiek byłam ciekawa odpowiedzi Vincenta. Spojrzałam na niego
ciekawa.
– Jest
piękna, inteligenta, jest po prostu niesamowita. – Dziennikarka
zachichotała, obok niej przecisnął się inny dziennikarz. Wysoki,
chudy facet z kolczykiem w języku. Uniosłam pytająco brwi. Pewnie
pracował dla jakieś typowo młodzieżowej gazety, które i tak nikt
nie czytał.
– Raczej
rozpieszczony bachor i króliczek playboya, nie wspominając o tym,
że z dala dupy pewnie każemy bogatemu kutasowi w tym mieście. –
znieruchomiałam na te słowa. Vincent szybko schował mnie za sowimi
plecami. Wokół nas nastała cisza, każdy z tu zebranych patrzył
się pełen napięcia w naszą stronę.
– Ty
skurwielu! – pięść Vincenta wylądowała na jego nosie.
Odskoczyłam krok dalej, gdy zorientowałam się, że na jednym
ciosie nie poprzestanie. Barierka, która nas odgradzała spadła na
ziemię ze stukotem, a dwaj mężczyźni byli całkowicie zajęci
tym, kto zada silniejszy cios. Słyszałam tylko zduszone okrzyki
bólu i stęknięcia. Czterech ochroniarzy wypadło przez frontowe
drzwi restauracji, podbiegli do nas.
– Wszystko
z panią w porządku? – spytał najstarszy, gdy trzech innych
zapewnię młodszych rozdzielało tę dwójkę.
–Tak,
mam nadzieję, że ten frajer dostał nauczkę. – powiedziałam,
ochroniarz kiwnął głową i dołączył do reszty swojej ekipy.
Jeden trzymał tego durnego reportera, który śmiał się tak do
mnie odezwać, a dwóch przetrzymywało Vincenta, który dalej się
rzucał i klną. Dziewczyna obok mnie, z którą chwilę temu
rozmawialiśmy była cała w skowronkach.
– Carl
nagrałeś wszystko? Będzie niezła historia z tego. –
pisnęła. Podeszłam do dwóch awanturników.
– Ty
będziesz miał jutro mojego adwokata na tyłku. – zwróciłam się
do nieznajomego kolesia. – Vincent? My możemy się już zbierać
nie sądzisz? – pokiwał głową i wyrwał się dwóm ochroniarzom.
Poprawił marynarkę i otworzył drzwi do swojego samochodu, który
ciągle stał tam, gdzie wysiedliśmy. Szybko wsiadłam unikając
dalszych zdjęć i wywiadów.
– Przepraszam
ten wieczór miał się całkiem, inaczej potoczyć. Cóż na
szczęście mam plan awaryjny. Miałem jakieś przypuszczenie, że
może się to skończyć kłótnią. – spojrzał na mnie znacząco,
wzruszyłam obojętnie ramionami. – Ej mała nie bądź taka,
przynajmniej będziemy mieli o czym mówić naszym dzieciom "Podczas
naszej pierwszej randki Twój tatuś pobił się z reporterem dając
mu niezły wycisk, dlatego go tak pokochałam, bo ochronił moją
cnotę". – Mówiąc, to używał bardzo wysokiego tonu
imitując mój głos. Kąciki moich ust lekko się uniosły.
– "Twój
tatuś był również niesamowicie zabawny, miejsce na swoją
pierwszą randkę znalazł w Google" – Ruszyliśmy z piskiem
opon, a mnie wcisnęło w siedzenie.
– Starałem
się –
wydukał z szerokim uśmiechem chwytając moją dłoń. Nasza podróż
trwała dwie godziny. Krajobraz za szybą zmieniał się w głębokie
lasy i pola rolnicze, na których pasły się krowy i bydła. Nie
chciałam się pytać znowu dokąd jedziemy, choć bardzo mnie, to
korciło.
– Jesteśmy
na miejscu. – wyrwałam się z lekkiego snu, w który zapadłam
nawet o tym nie wiedząc. Wysiadłam ostrożnie nie mogąc uwierzyć,
gdzie się znajdowaliśmy. Vincent wyciągnął z bagażnika duży
czarny koc i rozścielił go na masce samochodu, włączył cicho
muzykę w aucie zostawiając je otwarte. Ostrożnie usiadłam na kocu
patrząc się jak zaczarowana w niebo. Po chwili dołączył do mnie
i położył się na masce chowając dłonie pod głowa.
– Pięknie
tutaj. – szepnęłam. Wiatr bawił się moimi włosami, na co
skuliłam ramiona. Gwiazdy nad nami świeciły jasno na czarnym jak
smoła niebie. Księżyc biały jak mleczna czekolada ukazywał w
dzisiejszą noc całą swoją intensywność. Gęsty las osłaniał
nas z trzech stron, a urwisko nad którym staliśmy wyglądało jak
wyjęte z bajki lub filmu. – Gdzie jesteśmy? – zaśmiał się
cicho.
–
Naprawdę
przespałaś całą drogę? Jesteśmy w Doylestown, a teraz chodź do
mnie. – Podeszłam do niego i położyłam się obok. Objął mnie
ramieniem przyciągając moje usta do swoich.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz