niedziela, 12 kwietnia 2015

Rozdział 7 – Część 2 – Aylin


"Idealna randka jest, gdy on potrafi dotknąć Twojego serca nie dotykając niczego innego"



~ 10 października ~

Vincent uśmiechał się zadziornie, gdy przystanęłam na najwyższym schodku przed wejściem do internatu. Kulturalnie otworzył drzwi pasażera, które prowadziły do wnętrza eleganckiego czarnego Chevroleta Camaro. W tym momencie serce zabiło mi szybciej, gdy pomyślałam, że mieliśmy spędzić cały wieczór razem. Nerwowo przygładziłam rąbek koronkowej białej sukienki przed kolano próbując powstrzymać drżenie rąk, gdy zauważyłam, że ubrany był w białą koszulę, czarną marynarkę i jasne jeansy. Wyglądał oszałamiająco, przez co ja poczułam się jak szara myszka. Szybko strzepnęłam z siebie okruszki niepewności, które nie chciały zniknąć. „Dziewczyno! To tylko randka” krzyknęłam sama do siebie. Powoli zeszłam zewnętrznymi schodami na moich wysokich czarnych szpilkach. Ubrałam się dosyć oficjalnie nie wiedząc czego się mogę po nim spodziewać. Przynajmniej nie przyjechał motorem, przez co sukienka i moja duma były bezpieczne.

Cześć – Powiedział, gdy byłam już w jego pobliżu. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech – Uwielbiam, gdy się uśmiechasz. – szepnął dotykając delikatnie mojego policzka. Przyjemny dreszcz ogarnął moje ciało szybko stłumiłam zawstydzenie i zamieniłam je na sarkazm.
Myślałam, że się spóźnisz. – mruknęłam wsiadając do auta. Zachichotał kręcąc głową. Zamknął drzwi i szybkim krokiem okrążył auto. W tym czasie rozejrzałam się po wnętrzu samochodu. Automatyczna skrzynia biegów i milion przycisków, które wczesnym wieczorem świeciły jasnym niebieskim światłem. Skórzane czarne fotele były wygodne, a włączona klimatyzacja wiała zimnym delikatnym powietrzem w moją twarz.
Raczej to w naturze dziewczyn jest spóźnianie się, kochanie? – wsiadł i włożył kluczyk do stacyjki. Uruchomił silnik, który wydał zadowolony pomruk sugerujący, że jest gotowy do szybkiej jazdy. Pośpiesznie zapięłam pasy bezpieczeństwa, które miałam nadzieje uratują moje życie przed jego stylem jazdy, który zapewne nie był ostrożny.
Kochanie? Naprawdę? – prychnęłam zaskoczona, po czym spojrzałam na niego z uśmiechem. Poczułam jak na moich policzkach pojawiają się rumieńce.
A nie mówi się tak przy pierwszej randce? – uniósł brwi udając zdziwienie. Wybuchnęłam śmiechem, gdy to powiedział. Wtedy wcisnęło mnie w fotel, gdy przyspieszył na drodze stanowej. Popatrzyłam na krajobraz, który śmigał mi przed oczami, rozmazując się przez prędkość, z którą pędziliśmy. Chwilę później zjechaliśmy zjazdem włączając się w ruch uliczny.
Gdzie jedziemy? – Spytałam rozglądając się po bokach, znajdowaliśmy się w najdroższej nowojorskiej dzielnicy – na Manhattanie, gdzie wystawy sklepowe były warte tysiące, a może i więcej, a ludzie bez mrugnięcia okiem wyrzucali pieniądze przez okno pozwalając się pławić w luksusach. Znałam tutaj dużo ważnych osobistości znanych aktorów, muzyków, polityków, którzy nie widzieli więcej niż czubka własnego nosa. Nawet ja nie upadłam tak nisko, jak oni.
Pierwsza moja poważna randka powinna być gdzieś indziej niż w toalecie obok brudnego i zapuszczonego baru lub na tylnym siedzeniu auta. Spytałem Google, gdzie mogę cię zabrać i wyskoczyło coś interesującego. – oznajmił z szerokim uśmiechem. Przystanęliśmy przed czerwonym światłem.
Wpisałeś w Googlach, gdzie iść na randkę?! – wybuchłam niekontrolowanym śmiechem. Wzruszył ramionami wyraźnie speszony.
Mówiłem nie jestem dobry w tych sprawach. – zacisnął usta w cienką kreskę, a dłonie zawinął mocno na kierownicy. Delikatnie dotknęłam jego ramienia, czując jak jego mięśnie sztywnieją. Był wyraźnie napięty.
Przepraszam nie chciałam, jestem po prostu zdenerwowana i przytłoczona wszystkim. – przyznałam się cichym głosem, który był ledwo słyszalny.
Tak samo się czuję. To dla mnie całkiem nowe doznanie. – Zaparkowaliśmy przed obszernymi szklanymi drzwiami. Boy w czerwonym uniformie ze złotymi naszywkami i miłym uśmiechem podszedł, po czym otworzył mi drzwi tym samym przerywając nam naszą rozmowę. Wstałam uważając, by nie podwinęła mi się sukienka, gdyż za barierkami stały tłumy fotografów. Uśmiechnęłam się szeroko, ponieważ była to pierwsza reakcja, na którą się zdobyłam pomimo szoku, którego doznałam. Vincent szybko do mnie dołączył chwytając mnie z wyczuciem za rękę. Uniósł nasze splecione dłonie i czule pocałował moją dłoń. Paparazzi wrzasnęli szczęśliwi, a flesze na chwilę nas oślepiły. Poczułam, że mój żołądek skręca się w ciężki supeł. Odgarnęłam kilka zabłąkanych kosmyków z mojej twarzy.
Panno Richards! panno, Richards! Czy, to randka?! – krzyknął młody reporter próbując bezskutecznie przepchać się przez barierkę.
Panie Groves co sądzi pan o nowej inwestycji Johna Grovsa? – Vincent na chwilę przystaną i odwrócił się do młodej blondynki z szerokim uśmiechem. Spojrzałam na nią zniesmaczona, że zdołała jakimś cudem zdobyć jego uwagę. W chwili, gdy zauważyłam błysk wygranej w jej oczach przysunęłam się bliżej chłopaka, na co on otoczył mnie ramieniem w tali przyciągając do siebie.
Myślę, że ten rodzaj luksusowych hoteli "Company" bardzo dobrze się przyjmie na Polskich i Francuskich rynkach turystycznych. Pokładamy wielką nadzieję na dalszą współpracę internacjonalną. Staramy się także wspierać jak najwięcej projektów charytatywnych. – oznajmił kobiecie, ta natomiast pokiwała głową, a jej szeroki uśmiech nie znikał z jej twarzy.
Ostatnie pytanie. Chodzi o pana towarzyszkę, jest tak wiele innych kobiet, dlaczego akurat Aylin Richards? – prychnęłam zszokowana. To pytanie było raczej natury prywatnej, a nie dziennikarskiej, aczkolwiek byłam ciekawa odpowiedzi Vincenta. Spojrzałam na niego ciekawa.
Jest piękna, inteligenta, jest po prostu niesamowita. – Dziennikarka zachichotała, obok niej przecisnął się inny dziennikarz. Wysoki, chudy facet z kolczykiem w języku. Uniosłam pytająco brwi. Pewnie pracował dla jakieś typowo młodzieżowej gazety, które i tak nikt nie czytał.
Raczej rozpieszczony bachor i króliczek playboya, nie wspominając o tym, że z dala dupy pewnie każemy bogatemu kutasowi w tym mieście. – znieruchomiałam na te słowa. Vincent szybko schował mnie za sowimi plecami. Wokół nas nastała cisza, każdy z tu zebranych patrzył się pełen napięcia w naszą stronę.
Ty skurwielu! – pięść Vincenta wylądowała na jego nosie. Odskoczyłam krok dalej, gdy zorientowałam się, że na jednym ciosie nie poprzestanie. Barierka, która nas odgradzała spadła na ziemię ze stukotem, a dwaj mężczyźni byli całkowicie zajęci tym, kto zada silniejszy cios. Słyszałam tylko zduszone okrzyki bólu i stęknięcia. Czterech ochroniarzy wypadło przez frontowe drzwi restauracji, podbiegli do nas.
Wszystko z panią w porządku? – spytał najstarszy, gdy trzech innych zapewnię młodszych rozdzielało tę dwójkę.
Tak, mam nadzieję, że ten frajer dostał nauczkę. – powiedziałam, ochroniarz kiwnął głową i dołączył do reszty swojej ekipy. Jeden trzymał tego durnego reportera, który śmiał się tak do mnie odezwać, a dwóch przetrzymywało Vincenta, który dalej się rzucał i klną. Dziewczyna obok mnie, z którą chwilę temu rozmawialiśmy była cała w skowronkach.
Carl nagrałeś wszystko? Będzie niezła historia z tego. pisnęła. Podeszłam do dwóch awanturników.
Ty będziesz miał jutro mojego adwokata na tyłku. – zwróciłam się do nieznajomego kolesia. – Vincent? My możemy się już zbierać nie sądzisz? – pokiwał głową i wyrwał się dwóm ochroniarzom. Poprawił marynarkę i otworzył drzwi do swojego samochodu, który ciągle stał tam, gdzie wysiedliśmy. Szybko wsiadłam unikając dalszych zdjęć i wywiadów.
Przepraszam ten wieczór miał się całkiem, inaczej potoczyć. Cóż na szczęście mam plan awaryjny. Miałem jakieś przypuszczenie, że może się to skończyć kłótnią. – spojrzał na mnie znacząco, wzruszyłam obojętnie ramionami. – Ej mała nie bądź taka, przynajmniej będziemy mieli o czym mówić naszym dzieciom "Podczas naszej pierwszej randki Twój tatuś pobił się z reporterem dając mu niezły wycisk, dlatego go tak pokochałam, bo ochronił moją cnotę". – Mówiąc, to używał bardzo wysokiego tonu imitując mój głos. Kąciki moich ust lekko się uniosły.
"Twój tatuś był również niesamowicie zabawny, miejsce na swoją pierwszą randkę znalazł w Google" – Ruszyliśmy z piskiem opon, a mnie wcisnęło w siedzenie.
Starałem się wydukał z szerokim uśmiechem chwytając moją dłoń. Nasza podróż trwała dwie godziny. Krajobraz za szybą zmieniał się w głębokie lasy i pola rolnicze, na których pasły się krowy i bydła. Nie chciałam się pytać znowu dokąd jedziemy, choć bardzo mnie, to korciło.
Jesteśmy na miejscu. – wyrwałam się z lekkiego snu, w który zapadłam nawet o tym nie wiedząc. Wysiadłam ostrożnie nie mogąc uwierzyć, gdzie się znajdowaliśmy. Vincent wyciągnął z bagażnika duży czarny koc i rozścielił go na masce samochodu, włączył cicho muzykę w aucie zostawiając je otwarte. Ostrożnie usiadłam na kocu patrząc się jak zaczarowana w niebo. Po chwili dołączył do mnie i położył się na masce chowając dłonie pod głowa.
Pięknie tutaj. – szepnęłam. Wiatr bawił się moimi włosami, na co skuliłam ramiona. Gwiazdy nad nami świeciły jasno na czarnym jak smoła niebie. Księżyc biały jak mleczna czekolada ukazywał w dzisiejszą noc całą swoją intensywność. Gęsty las osłaniał nas z trzech stron, a urwisko nad którym staliśmy wyglądało jak wyjęte z bajki lub filmu. – Gdzie jesteśmy? – zaśmiał się cicho.

Naprawdę przespałaś całą drogę? Jesteśmy w Doylestown, a teraz chodź do mnie. – Podeszłam do niego i położyłam się obok. Objął mnie ramieniem przyciągając moje usta do swoich.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz