~10 Października~
– Aylin!
– krzyknąłem, gdy zauważyłem moją siostrę na korytarzu, kiedy
tylko stanęła i obróciła się w moją stronę. Podszedłem do
niej szybkim krokiem.
– O
Roger to ty, co chcesz? – spojrzała na mnie swymi niebieskimi
oczyma.
– Miałaś
już pobieraną krew? – spytałem się nieco nerwowo, ponieważ
cholernie się stresowałem, że mi faktycznie coś wykryją, a wtedy
nie będzie tak kolorowo.
– Nie,
jeszcze nie, ale spokojnie braciszku wszystko będzie w porządku. –
mruknęła Lin posyłając mi delikatny uśmiech.
– Dziś
jedziemy do domu, po szkole może pojedźmy do Starbucksa. Co Ty na
to? – zerknąłem na nią.
– Z
chęcią, to o piętnastej przed interkiem ?
– Okej,
to do później. – rzuciłem, dałem jej buziaka w policzek, a do
moich nozdrzy wdarł się przyjemny zapach perfum mojej siostry,
uśmiechnąłem się sam do siebie i ruszyłem pod swoją klasę
zostawiając Lin z lekko otwartą buzią na której widać było
lekki zdziwienie.
~
Rzuciłem okiem na zegarek,
dochodziła już godzina trzynasta. Siedziałem na jednej z ławek,
która znajdowała się na szkolnym korytarzu. Powoli się podniosłem
tym samym rozprostowując kości z zamiarem znalezienia Maxa, kiedy
ktoś delikatnie stuknął mnie w ramię, spojrzałem na ta osobę i
aż mnie zatkało na krótką chwilę.
– Czego
chcesz? – powiedziałem mało przyjaznym tonem.
– Wiesz
te teczki, fajnie by było gdybyś mi poświęcił chwilę czasu. –
odmruknął Seth patrząc na swoje buty.
– Cholera,
zupełnie o tym zapomniałem, ale masz szczęście mam teraz okienko.
Więc mogę ci je poświecić. – uśmiechnąłem się chociaż
raczej to przypominało grymas, nie uśmiechało mi się spędzić z
nim całej godziny.
– No
dobrze... – odmruknął chłopak i wspólnie ruszyliśmy długim
korytarzem.
– Szczerze
mówiąc nie mam ochoty cię oprowadzać i mówić ci co gdzie jest w
tej szkole, sam się nauczysz, aż taki głupi nie jesteś. –
powiedziałem do Setha. Nie chciało mi się bawić w jakiegoś
głupiego przewodnika, wystarczy że muszę się z nim męczyć w
pokoju.
– Wiesz,
jak chcesz mogę się całkowicie ulotnić, później powiem pani że
byłeś miły i takie tam... – oznajmił mi, gdy skręciliśmy w
prawo.
– Chociaż
w sumie...pochodzę z tobą bo nie mam nic lepszego do roboty. –
zerknąłem na chłopaka, a na mojej twarzy błąkał się delikatny
uśmiech, gdy brunet na mnie spojrzał na jego policzki wypełznął
delikatny rumieniec. To była dobra okazja by poznać go trochę.
Dalej miałem przed oczami to jak trzymał za rękę kogoś...na bank
to nie była dziewczyna, sam nie wiedziałem co o tym wszystkim
myśleć, ale jeśli mój kolega lubował się w chłopakach łatwo
mogłem to sprawdzić. Mój urok osobisty zazwyczaj działał na
dziewczyny, to dlaczego nie miałby działać na tą samą płeć.
– Możemy
iść do łazienki? – zapytał się mnie speszony chłopak.
– Naturalnie,
że tak.
Po chwili znaleźliśmy się w
łazience. Kiedy do niej zmierzaliśmy co kilka sekund ocierałem
swoją dłonią o jego lub ramieniem, niby przez przypadek ale
doskonale wiedziałem co robię. Usiadłem na parapecie i czekałem
aż Seth załatwi swoje sprawy, po kilku minutach wrócił z powrotem
i umył dłonie. Powoli podniosłem się z parapetu i gdy zrobiłem
dwa kroki zostałem gwałtownie przyszpilony do ściany.
– Seth...co
t... – nie dokończyłem, ponieważ moje usta zostały zamknięte w
pocałunku. Otworzyłem szeroko oczy i nie wiedziałem co robić.
Byłem sparaliżowany tą myślą że całuję się z chłopakiem, a
raczej on całuje mnie. Dopiero gdy poczułem, że język chłopaka
wsunął się do mojej buzi odzyskałem trzeźwe myślenie.
Odepchnąłem go od siebie i już miałem krzyczeć, ale brunet
wybiegł z łazienki zostawiając mnie z otwartą buzią i mętlikiem
w głowie.
~
– To
co chcesz? – spytałem się z uśmiechem siostry kiedy patrzyliśmy
w menu.
– Caramel
Macchito. A Ty?
– W
sumie to samo. – przywołałem skinieniem głowy kelnerkę i
złożyłem zamówienie. Dziewczyna była miłą brunetką o
zielonych kocich oczach ewidentnie widziałem że flirtowała ze mną,
ale niestety poległa w tym boju.
– Roger,
co to było? – spojrzała na mnie zdziwiona Lin, gdy dziewczyna
odeszła od naszego stolika.
– Nie
rozumiem o co ci chodzi siostrzyczko. – odpowiedziałem z uśmiechem
i spojrzałem na niebo, które było czyste, błękitne i gdzie nie
gdzie była pojedyncza chmura. Musiałem porozmawiać z siostrą o
tym co zaszło między mną a Callie i o dzisiejszym incydencie w
toalecie. Wiedziałem o tym, że Aylin nie spodoba się fakt że mnie
i jasnowłosą łączą jakieś relacje, ale nie chciałem, by się
później na mnie złościła.
– Ona
cię podrywała, a ty nic. Jak ona ma na imię? – mruknęła Aylin
tonem w którym było słychać nutę wyrzutu.
– Callie.
– odmruknąłem patrząc jej głęboko w oczy.
– Żartujesz,
tak? – spojrzała mi w oczy z nadzieją że faktycznie żartowałem,
tylko pokręciłem przecząco głową i nastała chwila napiętej
ciszy. Gdy miałem już zabrać głos podeszła do nas kelnerka dając
nam nasze Macchiato. Pociągnąłem solidnego łyka i uśmiechnąłem
się mimowolnie czując słodki smak karmelu drażniący kubki
smakowe, mogłem śmiało powiedzieć, że właśnie przeżywałem
wewnętrzny orgazm, bo kawa była genialna.
– Skoro
już jesteśmy przy szczerej rozmowie chcę spróbować czegoś
poważnego z Vincentem... – i tak oto mój dobry humor ulotnił się
w kilka sekund.
– Kurwa
mać Lin dlaczego akurat z nim? Wiesz ilu jest chłopaków lepszych
od niego, którzy by walili drzwiami i oknami abyś się z nimi
umówiła. A ty akurat chcesz jego. – warknąłem. Nie mogłem
zrozumieć czemu mi to robiła, doskonale wiedziała jak ten chłopak
na mnie działał, gdy tylko usłyszałem jego imię dostawałem
białej gorączki.
– Mogła
bym o to samo spytać ciebie mój drogi bracie. – spojrzała na
mnie chwytając kubek i upijając łyka. Po kilku sekundach położyłem
łokcie na stoliku i złączyłem palce w piramidkę.
– Ponieważ
ona jest inna od tej całej reszty zapatrzonych w siebie pustych
dziewczyn, jest miła, urocza i skromna. Zmieniła moje postrzeganie
na świat o sto osiemdziesiąt stopni. Wiem
o tym że z nią mogę liczyć na stabilny i dojrzały związek,
czuję że możemy przy sobie szaleć, ale i wiązać przyszłość
razem, również czuję że mogę jej zaufać i cieszę się z tego,
ponieważ dla mnie to fundament związku, chciałbym by było
romantycznie, byśmy organizowali jakieś wypady gdzieś lub nigdzie.
By latać razem na spadochronie czy zwyczajnie poleżeć na podłodze,
ale na razie nigdzie się nie śpieszymy, nie nakręcamy tego co jest
między nami. Jest to dobra relacja i niech tak zostanie półki nie
padną jakieś poważne deklaracje. – gdy mówiłem to wszystko
uśmiech na mojej buzi się poszerzał, byłem cholernym
szczęściarzem, że trafiłem na kogoś takiego jak Callie.
Strasznie chciałem by wyszło z tego coś poważniejszego.
– Wow...muszę
ci powiedzieć że jestem w szoku, aż brak mi słów. – odmruknęła
Lin i gdy spojrzałem na jej twarz mogłem wyczytać dobitne
zdziwienie.
– Zanim
przejdziemy do ciebie...chciałem ci jeszcze coś powiedzieć. –
oznajmiłem nieco zdenerwowanym głosem, jak jej miałem powiedzieć
co zaszło między mną a Sethem?
– Tylko
nie mów że jest w ciąży. – rzekła moja siostra patrząc na
mnie ze zmarszczonymi brwiami i kontynuowała – Mam dość po tej
akcji z Lis.
– Nie,
coś ty, to nie to. – odchrząknąłem nerwowo i pociągnąłem
łyka kawy. – dziś jak oprowadzałem Setha...wiesz tego bruneta
ode mnie z pokoju...on...w łazience...pocałował mnie. – końcówkę
zdania niemal wyszeptałem i zerknąłem niepewnie na Aylin. Miała
szeroko otwartą buzię, wyglądała jakby chciała coś powiedzieć,
ale sama nie wiedziała co. Zaczęła zamykać i otwierać usta jak
ryba, która próbowała zaczerpnąć odrobinę tlenu. Po dłuższej
chwili milczenia odezwałem się błagalnie. – Lin powiedz coś,
proszę cię.
– Roger...ale
co...jak...co...nie wierzę. – mruknęła zmieszana tym co jej
powiedziałem.
– Po
prostu dziś czekałem na niego w toalecie, już mieliśmy wychodzić,
ale on rzucił się na mnie i przydusił do ściany, nie wiedziałem
co robić, byłem sparaliżowany. Boże czemu go nie odepchnąłem. –
zbeształem sam siebie krzywiąc się.
– Roger
dobra, już jest okej. Nie myśl o tym, jak tylko go spotkam
porozmawiam z nim. Dobrze? – powiedziała do mnie pokrzepiająco, a
jej kąciki ust uniosły się w delikatny uśmiech.
– Tak,
tak. – dopiłem swoją kawę i gdy dostrzegłem że Lin również
ma pusty kubek stwierdziliśmy, że najwyższy czas jechać do
naszego domu.
~
Aktualnie staliśmy na
światłach słuchając głośno Tylore Swift – Black Space.
Oczywiście moja siostra nie mogła się powstrzymać i krzyczała na
całe swoje gardło mówiąc mi, że tak oto właśnie nauczy się
idealnie śpiewać, nie wiedziałem czy śmiać się lub płakać z
tego powodu. W końcu moje bębenki skapitulowały i byłem zmuszony
przyciszyć muzykę co spotkało się z wyraźnym sprzeciwem Aylin.
– Ej
no, jeszcze nie skończyłam. – mruknęła dziewczyna krzywiąc
się.
– Dobra
koniec śpiewu, spowiadaj mi się co z tym Vincentem. – zerknąłem
na nią ledwo wymawiając jego imię. Spojrzałem na światła i było
zielone więc nacisnąłem pedał gazu i ruszyłem.
– Chcę
mu dać szanse, chcę z nim spróbować. – oznajmiła mi
zdeterminowanym głosem dziewczyna.
– Cholera
Lin mam trzy opcje albo go zabić albo mu złoić skórę albo mu
zakazać się z Tobą spotykać, ale żadna opcja nie jest dobra dla
ciebie. Kurwa wiesz o tym, że jeśli on złamie ci sercu, ja mu
złamię kark.
– Roger
też cię kocham, ale pozwól mi chociaż ten jeden raz wybrać, nie
decyduj za mnie.
– Jesteś
tego pewna? – spytałem się jej skręcają w prawo.
– Tak
jestem tego pewna, nigdy w życiu nie byłam niczego bardziej pewna.
– No
chyba tylko tego, że mnie kochasz najmocniej na świecie. –
uśmiechnąłem się jak głupi gdy usłyszałem jej chichot.
– A
co ty na to żeby zrobić podwójną rankę, ja z Vincentem, a ty z
Callie. – gdy usłyszałem ta propozycję zaśmiałem się i
rzekłem.
– Nie
jesteśmy za starzy na podwójne randki?
– Jesteśmy
piękni, młodzi, niewyspani. No Roger zgódź się, będzie fajnie.
– mruknęła Lin patrząc na mnie wzrokiem małego szczeniaczka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz