sobota, 14 lutego 2015

Rozdział 6 – Część 3 – Roger


"Ideałami będziemy późniejteraz po prostu bądźmy prawdziwi."







~10 Października~


– Aylin! – krzyknąłem, gdy zauważyłem moją siostrę na korytarzu, kiedy tylko stanęła i obróciła się w moją stronę. Podszedłem do niej szybkim krokiem.
– O Roger to ty, co chcesz? – spojrzała na mnie swymi niebieskimi oczyma.
– Miałaś już pobieraną krew? – spytałem się nieco nerwowo, ponieważ cholernie się stresowałem, że mi faktycznie coś wykryją, a wtedy nie będzie tak kolorowo.
– Nie, jeszcze nie, ale spokojnie braciszku wszystko będzie w porządku. – mruknęła Lin posyłając mi delikatny uśmiech.
– Dziś jedziemy do domu, po szkole może pojedźmy do Starbucksa. Co Ty na to? – zerknąłem na nią.
– Z chęcią, to o piętnastej przed interkiem ?
– Okej, to do później. – rzuciłem, dałem jej buziaka w policzek, a do moich nozdrzy wdarł się przyjemny zapach perfum mojej siostry, uśmiechnąłem się sam do siebie i ruszyłem pod swoją klasę zostawiając Lin z lekko otwartą buzią na której widać było lekki zdziwienie.


~


Rzuciłem okiem na zegarek, dochodziła już godzina trzynasta. Siedziałem na jednej z ławek, która znajdowała się na szkolnym korytarzu. Powoli się podniosłem tym samym rozprostowując kości z zamiarem znalezienia Maxa, kiedy ktoś delikatnie stuknął mnie w ramię, spojrzałem na ta osobę i aż mnie zatkało na krótką chwilę.
– Czego chcesz? – powiedziałem mało przyjaznym tonem.
– Wiesz te teczki, fajnie by było gdybyś mi poświęcił chwilę czasu. – odmruknął Seth patrząc na swoje buty.
– Cholera, zupełnie o tym zapomniałem, ale masz szczęście mam teraz okienko. Więc mogę ci je poświecić. – uśmiechnąłem się chociaż raczej to przypominało grymas, nie uśmiechało mi się spędzić z nim całej godziny.
– No dobrze... – odmruknął chłopak i wspólnie ruszyliśmy długim korytarzem.
– Szczerze mówiąc nie mam ochoty cię oprowadzać i mówić ci co gdzie jest w tej szkole, sam się nauczysz, aż taki głupi nie jesteś. – powiedziałem do Setha. Nie chciało mi się bawić w jakiegoś głupiego przewodnika, wystarczy że muszę się z nim męczyć w pokoju.
– Wiesz, jak chcesz mogę się całkowicie ulotnić, później powiem pani że byłeś miły i takie tam... – oznajmił mi, gdy skręciliśmy w prawo.
– Chociaż w sumie...pochodzę z tobą bo nie mam nic lepszego do roboty. – zerknąłem na chłopaka, a na mojej twarzy błąkał się delikatny uśmiech, gdy brunet na mnie spojrzał na jego policzki wypełznął delikatny rumieniec. To była dobra okazja by poznać go trochę. Dalej miałem przed oczami to jak trzymał za rękę kogoś...na bank to nie była dziewczyna, sam nie wiedziałem co o tym wszystkim myśleć, ale jeśli mój kolega lubował się w chłopakach łatwo mogłem to sprawdzić. Mój urok osobisty zazwyczaj działał na dziewczyny, to dlaczego nie miałby działać na tą samą płeć.
– Możemy iść do łazienki? – zapytał się mnie speszony chłopak.
– Naturalnie, że tak.
Po chwili znaleźliśmy się w łazience. Kiedy do niej zmierzaliśmy co kilka sekund ocierałem swoją dłonią o jego lub ramieniem, niby przez przypadek ale doskonale wiedziałem co robię. Usiadłem na parapecie i czekałem aż Seth załatwi swoje sprawy, po kilku minutach wrócił z powrotem i umył dłonie. Powoli podniosłem się z parapetu i gdy zrobiłem dwa kroki zostałem gwałtownie przyszpilony do ściany.
– Seth...co t... – nie dokończyłem, ponieważ moje usta zostały zamknięte w pocałunku. Otworzyłem szeroko oczy i nie wiedziałem co robić. Byłem sparaliżowany tą myślą że całuję się z chłopakiem, a raczej on całuje mnie. Dopiero gdy poczułem, że język chłopaka wsunął się do mojej buzi odzyskałem trzeźwe myślenie. Odepchnąłem go od siebie i już miałem krzyczeć, ale brunet wybiegł z łazienki zostawiając mnie z otwartą buzią i mętlikiem w głowie.

~

– To co chcesz? – spytałem się z uśmiechem siostry kiedy patrzyliśmy w menu.
– Caramel Macchito. A Ty?
– W sumie to samo. – przywołałem skinieniem głowy kelnerkę i złożyłem zamówienie. Dziewczyna była miłą brunetką o zielonych kocich oczach ewidentnie widziałem że flirtowała ze mną, ale niestety poległa w tym boju.
– Roger, co to było? – spojrzała na mnie zdziwiona Lin, gdy dziewczyna odeszła od naszego stolika.
– Nie rozumiem o co ci chodzi siostrzyczko. – odpowiedziałem z uśmiechem i spojrzałem na niebo, które było czyste, błękitne i gdzie nie gdzie była pojedyncza chmura. Musiałem porozmawiać z siostrą o tym co zaszło między mną a Callie i o dzisiejszym incydencie w toalecie. Wiedziałem o tym, że Aylin nie spodoba się fakt że mnie i jasnowłosą łączą jakieś relacje, ale nie chciałem, by się później na mnie złościła.
– Ona cię podrywała, a ty nic. Jak ona ma na imię? – mruknęła Aylin tonem w którym było słychać nutę wyrzutu.
– Callie. – odmruknąłem patrząc jej głęboko w oczy.
– Żartujesz, tak? – spojrzała mi w oczy z nadzieją że faktycznie żartowałem, tylko pokręciłem przecząco głową i nastała chwila napiętej ciszy. Gdy miałem już zabrać głos podeszła do nas kelnerka dając nam nasze Macchiato. Pociągnąłem solidnego łyka i uśmiechnąłem się mimowolnie czując słodki smak karmelu drażniący kubki smakowe, mogłem śmiało powiedzieć, że właśnie przeżywałem wewnętrzny orgazm, bo kawa była genialna.
– Skoro już jesteśmy przy szczerej rozmowie chcę spróbować czegoś poważnego z Vincentem... – i tak oto mój dobry humor ulotnił się w kilka sekund.
– Kurwa mać Lin dlaczego akurat z nim? Wiesz ilu jest chłopaków lepszych od niego, którzy by walili drzwiami i oknami abyś się z nimi umówiła. A ty akurat chcesz jego. – warknąłem. Nie mogłem zrozumieć czemu mi to robiła, doskonale wiedziała jak ten chłopak na mnie działał, gdy tylko usłyszałem jego imię dostawałem białej gorączki.
– Mogła bym o to samo spytać ciebie mój drogi bracie. – spojrzała na mnie chwytając kubek i upijając łyka. Po kilku sekundach położyłem łokcie na stoliku i złączyłem palce w piramidkę.
– Ponieważ ona jest inna od tej całej reszty zapatrzonych w siebie pustych dziewczyn, jest miła, urocza i skromna. Zmieniła moje postrzeganie na świat o sto osiemdziesiąt stopni. Wiem o tym że z nią mogę liczyć na stabilny i dojrzały związek, czuję że możemy przy sobie szaleć, ale i wiązać przyszłość razem, również czuję że mogę jej zaufać i cieszę się z tego, ponieważ dla mnie to fundament związku, chciałbym by było romantycznie, byśmy organizowali jakieś wypady gdzieś lub nigdzie. By latać razem na spadochronie czy zwyczajnie poleżeć na podłodze, ale na razie nigdzie się nie śpieszymy, nie nakręcamy tego co jest między nami. Jest to dobra relacja i niech tak zostanie półki nie padną jakieś poważne deklaracje. – gdy mówiłem to wszystko uśmiech na mojej buzi się poszerzał, byłem cholernym szczęściarzem, że trafiłem na kogoś takiego jak Callie. Strasznie chciałem by wyszło z tego coś poważniejszego.
Wow...muszę ci powiedzieć że jestem w szoku, aż brak mi słów. – odmruknęła Lin i gdy spojrzałem na jej twarz mogłem wyczytać dobitne zdziwienie.
Zanim przejdziemy do ciebie...chciałem ci jeszcze coś powiedzieć. – oznajmiłem nieco zdenerwowanym głosem, jak jej miałem powiedzieć co zaszło między mną a Sethem?
Tylko nie mów że jest w ciąży. – rzekła moja siostra patrząc na mnie ze zmarszczonymi brwiami i kontynuowała – Mam dość po tej akcji z Lis.
Nie, coś ty, to nie to. – odchrząknąłem nerwowo i pociągnąłem łyka kawy. – dziś jak oprowadzałem Setha...wiesz tego bruneta ode mnie z pokoju...on...w łazience...pocałował mnie. – końcówkę zdania niemal wyszeptałem i zerknąłem niepewnie na Aylin. Miała szeroko otwartą buzię, wyglądała jakby chciała coś powiedzieć, ale sama nie wiedziała co. Zaczęła zamykać i otwierać usta jak ryba, która próbowała zaczerpnąć odrobinę tlenu. Po dłuższej chwili milczenia odezwałem się błagalnie. – Lin powiedz coś, proszę cię.
Roger...ale co...jak...co...nie wierzę. – mruknęła zmieszana tym co jej powiedziałem.
Po prostu dziś czekałem na niego w toalecie, już mieliśmy wychodzić, ale on rzucił się na mnie i przydusił do ściany, nie wiedziałem co robić, byłem sparaliżowany. Boże czemu go nie odepchnąłem. – zbeształem sam siebie krzywiąc się.
Roger dobra, już jest okej. Nie myśl o tym, jak tylko go spotkam porozmawiam z nim. Dobrze? – powiedziała do mnie pokrzepiająco, a jej kąciki ust uniosły się w delikatny uśmiech.
Tak, tak. – dopiłem swoją kawę i gdy dostrzegłem że Lin również ma pusty kubek stwierdziliśmy, że najwyższy czas jechać do naszego domu.

~


Aktualnie staliśmy na światłach słuchając głośno Tylore Swift – Black Space. Oczywiście moja siostra nie mogła się powstrzymać i krzyczała na całe swoje gardło mówiąc mi, że tak oto właśnie nauczy się idealnie śpiewać, nie wiedziałem czy śmiać się lub płakać z tego powodu. W końcu moje bębenki skapitulowały i byłem zmuszony przyciszyć muzykę co spotkało się z wyraźnym sprzeciwem Aylin.
Ej no, jeszcze nie skończyłam. – mruknęła dziewczyna krzywiąc się.
Dobra koniec śpiewu, spowiadaj mi się co z tym Vincentem. – zerknąłem na nią ledwo wymawiając jego imię. Spojrzałem na światła i było zielone więc nacisnąłem pedał gazu i ruszyłem.
Chcę mu dać szanse, chcę z nim spróbować. – oznajmiła mi zdeterminowanym głosem dziewczyna.
Cholera Lin mam trzy opcje albo go zabić albo mu złoić skórę albo mu zakazać się z Tobą spotykać, ale żadna opcja nie jest dobra dla ciebie. Kurwa wiesz o tym, że jeśli on złamie ci sercu, ja mu złamię kark.
Roger też cię kocham, ale pozwól mi chociaż ten jeden raz wybrać, nie decyduj za mnie.
Jesteś tego pewna? – spytałem się jej skręcają w prawo.
Tak jestem tego pewna, nigdy w życiu nie byłam niczego bardziej pewna.
No chyba tylko tego, że mnie kochasz najmocniej na świecie. – uśmiechnąłem się jak głupi gdy usłyszałem jej chichot.
A co ty na to żeby zrobić podwójną rankę, ja z Vincentem, a ty z Callie. – gdy usłyszałem ta propozycję zaśmiałem się i rzekłem.
Nie jesteśmy za starzy na podwójne randki?
Jesteśmy piękni, młodzi, niewyspani. No Roger zgódź się, będzie fajnie. – mruknęła Lin patrząc na mnie wzrokiem małego szczeniaczka.
No zgoda. – odmruknąłem niechętnie wiedząc, że będę żałował tej decyzji, to będzie mieszanka wybuchową, ale spodobało mi się, że jednak Lin chcę dać szanse Callie. Czyli jednak mogło wyniknąć z tego coś dobrego.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz