"Nigdy nie widzimy błędów, które popełniamy, choć inni widzą je z daleka. Nie zdajemy sobie sprawy, jak nieumyślnie ranimy innych."
Danielle Steel
Zamiast utworu krótka informacja ^^
W imieniu swoim i współautorek najmocniej przepraszam za kompletny brak systematyczności. Jakoś ciężko nam wrócić do co tygodniowego dodawania rozdziałów, ale postaramy się to jak najszybciej naprawić ;)
~ 12
października ~
Czekając w szatni na Rogera
sięgnęłam po telefon i zadzwoniłam do Noah, ale ten nie odebrał
żadnego z trzech połączeń. Westchnęłam i wysłałam mu krótką
wiadomość, z prośbą o odpowiedź. Potem schowałam telefon do
torby i oparłam się o szafki. „Miesiąc ciszy, żadnego telefonu,
żadnej wiadomości” pomyślałam żałośnie, a później
podłożyłam pod to relacje z Callie.
– To chyba jakieś fatum –
szepnęłam i przyłożyłam dłoń do czoła – w tym samym czasie
stracić dwie osoby. – uśmiechnęłam się, co pewnie wyglądało
nieco jak uśmiech szaleńca. To prawda. Moje zachowanie w ostatnim
czasie było dziwne. Wszczynanie kłótni z byle powodów, wtrącanie
się we wszystko.
– Muszę zdecydowanie ogarnąć
swoje życie. Może jakiś krótki wyjazd, żeby to przemyśleć? –
w tej samej chwili usłyszałam pukanie. Podeszłam nieco leniwie do
drzwi, za którymi stał Roger.
– Cześć, gotowa? –
zapytał z uśmiechem, jednak widziałam w nim coś wymuszonego. Nie
miał w sobie tej energii, która zawsze biła od niego w czasie
naszych treningów. Spojrzałam pytająco, ale chłopak udał, że
tego nie zauważył. „Nie wtrącać się” pomyślałam karcąco.
– Jasne, idziemy? –
spytałam starając się tak samo jak mój rozmówca zachować
pogodny ton. Ten w odpowiedzi tylko kiwnął głową i ruszył
mozolnym krokiem w stronę sali gimnastycznej.
Weszłam tuż za nim do
wielkiego pomieszczenia.
– Dobra. Po pięć minut w
każdą stronę. – poinstruował mnie tradycyjnie. W ciągu tych
dziesięciu minut zauważyłam nowy objaw jego dziwnego zachowania. W
jego ruchach brakowało tej typowej dla niego gracji i płynności,
co jakiś czas zdarzało mu się również potknąć, co ewidentnie
wskazywało na zmęczenie. Po rozgrzewce, do której zaliczała się
jeszcze partia ćwiczeń rozciągających poszliśmy do magazynu po
piłki do koszykówki.
– Na początek rzuty osobiste
i dwutakty w prawo, w lewo, potem ściana i podania, po dziesięć z
każdego. – rzucił beznamiętnie i podszedł do kosza po drugiej
stronie.
Ćwiczyliśmy w milczeniu.
Wykonałam w większości udane rzuty, później dwutakt i kolejne
ćwiczenie. Kiedy przyszło nam jednak robić wspólne podania Roger
był strasznie nieuważny i co chwilę przepuszczał piłkę.
– Hej, postaraj się trochę.
– mruknęłam, starając się zabrzmieć bardziej prosząco niż
karcąco. Spodziewałam się nagłego wybuchu, jednak dostałam
zupełnie coś innego.
– Przepraszam. – odparł
cicho, a ja w tym momencie złapałam piłkę i przerwałam
ćwiczenie. Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony. – Co jest?
– To ja się powinnam spytać
co jest. Postanowiłam sobie nie wtrącać się w cudze sprawy, ale
twoje zachowanie jest co najmniej niepokojące i aż samo się prosi
o interwencję!
– Naprawdę, aż tak to
widać. – bardziej stwierdził fakt, niż spytał.
– Dla mnie nigdy nie byłeś
dobrym kłamcą. – uśmiechnęłam się.
– Ty też nie. – teraz to
on się śmiał, a ja stałam jak głupia z lekko otwartymi ustami. –
Tak, aż tak widać. – uprzedził moje pytanie.
– No to zacznij.
– Eh, nie ma co mówić,
sprawy rodzinne. I tak zaraz dowiesz się z mediów. – westchnął.
– Skoro i tak media o tym
powiedzą to równie dobrze możesz mi powiedzieć i ty.
– Co tu dużo mówić.
Rodzice postanowili się rozwieść. – spojrzałam na oszołomiona.
Zawsze bowiem zdawało mi się, że państwo Richards są ułożoną
i dogadującą się rodziną, a tu nagle bah!
– To już tak oficjalnie?
– Tak. Oświadczyli nam to
wczoraj.
– Współczuję.
– A jak tam u twoich? –
zaskoczył mnie pytaniem.
– Nie wiem nawet. Nie
kontaktuję się z nimi, oni nie kontaktują się ze mną, za
wyjątkiem co miesięcznego sprawdzania. – uśmiechnęłam się
krzywo i w tym momencie nastała cisza. Patrzyłam chwilę na niego
oczekując jakiejś reakcji, po czym przeciągnęłam się i
wznowiłam temat. – Ale to mi nie przeszkadza. Czuję się nawet
lepiej, że nie chcą narzucać mi swojej woli, chociaż trochę
kontaktów od czasu do czasu by się przydało.
– To może zacznij od
zadzwonienia do nich? – rzucił złośliwie.
– Też mi propozycja. Jak
będę chciała to do nich zadzwonię.
– To po treningu, a póki co
masz zabrać mi piłkę. – mówiąc to wybił wspomniany przedmiot
z moich rąk i odbiegł kawałek czekając na mnie. Zaśmiałam się.
Był to mój pierwszy szczery śmiech od naprawdę długiego czasu.
~ 13 października ~
Kiedy weszłam na przerwie
obiadowej do jadalni mój wzrok spoczął na dwóch dziewczynach
siedzących przy jednym z odległych stolików. Callie popijała
jasne smoothie i śmiała się do swojej podopiecznej, ale kiedy
zauważyła, że do nich zmierzał spoważniała i odwróciła wzrok.
– Mogę cię prosić na
słówko? – spytałam starając się brzmieć w miarę pewnie.
Blondynka spojrzała na mnie szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami.
Po krótkiej chwili opanowała się jednak.
– Zaraz wrócę. – rzuciła
szybko do towarzyszki, wstała i poprowadziła mnie kawałek w stronę
baru. – O co chodzi? – zapytała chłodno. „Teraz albo nigdy”.
– Chciałam cię przeprosić.
– oczy przyjaciółki tym razem prawie wyszły z orbit.
– Słucham? – odparła
tradycyjnie trochę za głośno co przykuło uwagę kilku uczniów.
– To co słyszałaś. –
uśmiechnęłam się. – Przemyślałam sobie parę spraw i
stwierdziłam, że głupio postąpiłam.
– No nie przeczę. –
wtrąciła się niespodziewanie. – Naprawdę byłaś dziwna przez
ten miesiąc. – kąciki jej ust poszły w górę, a wzrok jechał
oceniająco od dołu do góry.
– Wybacz. Pewna sprawa
wymknęła się spod kontroli. – westchnęłam.
– Mówisz o narkotykach? –
szepnęła. „Gdyby tylko o to chodziło...”.
– Tak. Wiesz, muszę się
dowiedzieć kto za tym stoi i to jak najszybciej.
– Wiesz co. – spojrzała na
swój stolik. – Zostawiłam tam Katie, nie chcę żeby czekała. –
powiedziała na nowo swoim uroczym nieśmiałym głosikiem, mówiącym,
że jest jej głupio.
– Jasne, nie ma sprawy. –
odparłam. – To widzimy się na lekcji. – to mówiąc wyszłam z
jadalni.
Nieco chwiejnym krokiem i ze
wzrokiem wbitym w podłogę weszłam do klasy i czym prędzej zajęłam
swoje miejsce. Starałam się opanować trzęsienie rąk jednak z
marnym skutkiem. W ciągu piętnastu minut mogło się wiele
wydarzyć, ale nigdy nie pomyślałabym, że przytrafi mi się akurat
coś takiego.
Siedząc na jednej z ławek w
pustym korytarzu zerknęłam na zegarek, który wskazywał 11:45.
Zajęta ostatnimi przygotowaniami na lekcję chemii i słuchaniem
muzyki nie usłyszałam nawet zbliżających się kroków. Dopiero,
gdy poczułam przy sobie czyjąś obecność podniosłam głowę i
spostrzegłam czterech chłopaków stojących nade mną. Musieli być
z wymiany, ponieważ nigdy wcześniej ich tu nie widziałam.
– Chcecie czegoś? –
spytałam w miarę miłym tonem i zdjęłam jednocześnie słuchawki.
– Ty jesteś Amanda? –
zapytał stojący najbliżej mnie blondyn. Miał twardy, zagraniczny
akcent, a w jego głosie było coś prowokacyjnego, takiego, że
chciało mu się automatycznie dać w japę.
– Tak, a kto pyta? –
starałam się dalej utrzymać przyjazny wydźwięk.
– Tomy. To ci powinno
wystarczyć, bo nie zamierzam mieć więcej z tobą do czynienia. –
to mówiąc zaśmiał się, a cała jego wesoła gromadka, jak małpy
w zoo, powtórzyła za nim. Teraz już nawet nie starałam się
utrzymywać pozorów. Wstałam i zmierzyłam go chłodno wzrokiem.
– Ciekawe dlaczego.
– Może dlatego, że od teraz
to ja odpowiadam w tej szkole za prochy. – gdy usłyszałam
ostatnie słowo, aż mnie zamurowało. – I powiem ci jedno. Nie waż
się więcej dawać tym twoim ziomkom żadnej trawki albo będziesz
mieć z nami do czynienia.
– Grozisz mi? – na powrót
przybrałam maskę chłodnego opanowania. – Ty chyba jeszcze nie
wiesz...
– Bla bla bla, Elita i te
sprawy. Myślisz, że mnie coś obchodzą te wasze durne zasady?
Żadna pieprzona Elita z farbowaną lalką na czele nie będzie mi
mówiła co mam robić. Jeszcze zobaczą, że my też potrafimy o
siebie zadbać, nawet jeśli dopiero tu przyszliśmy. – To mówiąc
wraz ze swoją świtą skierował się w stronę schodów. Ostatkiem
sił chwyciłam za telefon i zadzwoniłam do Margareth.
– Mamy problem.
– O co chodzi?
– Znalazłam dilera.
Spotkajmy się po lekcjach.
~
Czekałam na nią
w szatni, ze zdenerwowania stukałam palcami.
– Hej. –
podeszła do mnie.
– Hej, dobrze,
że już... – nie dane mi było dokończyć, gdyż nagle rozległy
się donośne krzyki.
– Jak mogłeś
mi to zrobić! – wrzasnęła dziewczyna, której długie włosy
przechodziły od łososiowego różu do jasnego wrzosu, a był to nie
kto inny jak Jolanda – młodsza siostra mojej rozmówczyni.
– Co takiego? –
spytał zmieszany ciemnowłosy chłopak stojący przed nią.
– Jak mogłeś
mnie zdradzić? Jeszcze przebolałabym to gdyby to była jakaś ładna
dziewczyna! Ba! Nawet brzydką bym przebolała! Ale chłopak! –
warknęła ponownie, a uczniowie, którzy właśnie mieli wychodzić
stanęli w oczekiwaniu na rozwój wydarzeń.
– Ale Jola, to
nie tak jak myślisz. – bronił się młodszy. Jolanda chyba miała
jeszcze coś powiedzieć, ale w tym samym momencie spostrzegła nas i
skierowała swoje nerwowe kroki w najbardziej oczywistym kierunku.
– Mar, zrób
coś! – rzuciła błagalnie do fioletowowłosej. Ta spojrzała na
nią z udawanym zmieszaniem.
– Ale co mam
niby zrobić? – spytała powstrzymując śmiech.
– Nie wiem!
Najlepiej daj mu jakąś karę! Albo wywieś kartkę!
– Kartką to
istny akt desperacji. – uśmiechnęła się do siostry. – I bez
sensu dawać mu karę, skoro nic złego dla nas nie zrobił, prawda
Lukas? – spojrzała na chłopaka, a ten pokiwał z nadzieją głową.
– No widzisz. Rozwiążcie to między sobą, ale tak, żeby nie
musiała na to patrzeć cała szkoła.
– Rrrr! –
warknęła rozwścieczona do granic możliwości Jola i czym prędzej
opuściła pomieszczenie ciągnąc za włosy swojego
najprawdopodobniej byłego już chłopaka.
Kiedy weszłyśmy
do pokoju Elity i usiadłyśmy już wygodnie Margareth rozpoczęła
rozmowę.
– No więc
powiedz o co chodzi z tym dilerem.
– Wiem kto
rozprowadza narkotyki wśród młodszych uczniów i chciałam cię
prosić, żebyś go sprawdziła.
– Eee, no
dobrze. To podaj mi jego dane. – odparła wstając i sięgając po
zeszyt leżący na pobliskiej szafce.
– Z tym może
być mały kłopot. – spojrzała na mnie pytająco. – Podał mi
tylko swoje imię albo nawet ksywę, Tomy.
– Rozumiem... –
zastanowiła się chwilę. – To powiedz chociaż jak wyglądał.
– Krótkie,
ciemne blond włosy, pociągła twarz, krzaczaste brwi, ciemne oczy i
głupkowaty uśmiech.
– Dobrze...
– A, i miał
jeszcze zagraniczny akcent, taki twardy, zdaję się, że niemiecki.
– Dobrze, to
powinno mi wystarczyć. Idź do domu i postaraj się tym nie
przejmować. Postaram się coś wykombinować z Richards'ami. –
puściła mi oczko.
– Mam nadzieję,
że coś wam się uda. – uśmiechnęłam się na pożegnanie i
wyszłam z pomieszczenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz