poniedziałek, 4 maja 2015

Rozdział 8 – Część 1 – Amanda


"Nigdy nie widzimy błędów, które popełniamy, choć inni widzą je z daleka. Nie zdajemy sobie sprawy, jak nieumyślnie ranimy innych."

Danielle Steel



Zamiast utworu krótka informacja ^^
W imieniu swoim i współautorek najmocniej przepraszam za kompletny brak systematyczności. Jakoś ciężko nam wrócić do co tygodniowego dodawania rozdziałów, ale postaramy się to jak najszybciej naprawić ;)

~ 12 października ~

Czekając w szatni na Rogera sięgnęłam po telefon i zadzwoniłam do Noah, ale ten nie odebrał żadnego z trzech połączeń. Westchnęłam i wysłałam mu krótką wiadomość, z prośbą o odpowiedź. Potem schowałam telefon do torby i oparłam się o szafki. „Miesiąc ciszy, żadnego telefonu, żadnej wiadomości” pomyślałam żałośnie, a później podłożyłam pod to relacje z Callie.
– To chyba jakieś fatum – szepnęłam i przyłożyłam dłoń do czoła – w tym samym czasie stracić dwie osoby. – uśmiechnęłam się, co pewnie wyglądało nieco jak uśmiech szaleńca. To prawda. Moje zachowanie w ostatnim czasie było dziwne. Wszczynanie kłótni z byle powodów, wtrącanie się we wszystko.
– Muszę zdecydowanie ogarnąć swoje życie. Może jakiś krótki wyjazd, żeby to przemyśleć? – w tej samej chwili usłyszałam pukanie. Podeszłam nieco leniwie do drzwi, za którymi stał Roger.
– Cześć, gotowa? – zapytał z uśmiechem, jednak widziałam w nim coś wymuszonego. Nie miał w sobie tej energii, która zawsze biła od niego w czasie naszych treningów. Spojrzałam pytająco, ale chłopak udał, że tego nie zauważył. „Nie wtrącać się” pomyślałam karcąco.
– Jasne, idziemy? – spytałam starając się tak samo jak mój rozmówca zachować pogodny ton. Ten w odpowiedzi tylko kiwnął głową i ruszył mozolnym krokiem w stronę sali gimnastycznej.
Weszłam tuż za nim do wielkiego pomieszczenia.
– Dobra. Po pięć minut w każdą stronę. – poinstruował mnie tradycyjnie. W ciągu tych dziesięciu minut zauważyłam nowy objaw jego dziwnego zachowania. W jego ruchach brakowało tej typowej dla niego gracji i płynności, co jakiś czas zdarzało mu się również potknąć, co ewidentnie wskazywało na zmęczenie. Po rozgrzewce, do której zaliczała się jeszcze partia ćwiczeń rozciągających poszliśmy do magazynu po piłki do koszykówki.
– Na początek rzuty osobiste i dwutakty w prawo, w lewo, potem ściana i podania, po dziesięć z każdego. – rzucił beznamiętnie i podszedł do kosza po drugiej stronie.
Ćwiczyliśmy w milczeniu. Wykonałam w większości udane rzuty, później dwutakt i kolejne ćwiczenie. Kiedy przyszło nam jednak robić wspólne podania Roger był strasznie nieuważny i co chwilę przepuszczał piłkę.
– Hej, postaraj się trochę. – mruknęłam, starając się zabrzmieć bardziej prosząco niż karcąco. Spodziewałam się nagłego wybuchu, jednak dostałam zupełnie coś innego.
– Przepraszam. – odparł cicho, a ja w tym momencie złapałam piłkę i przerwałam ćwiczenie. Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony. – Co jest?
– To ja się powinnam spytać co jest. Postanowiłam sobie nie wtrącać się w cudze sprawy, ale twoje zachowanie jest co najmniej niepokojące i aż samo się prosi o interwencję!
– Naprawdę, aż tak to widać. – bardziej stwierdził fakt, niż spytał.
– Dla mnie nigdy nie byłeś dobrym kłamcą. – uśmiechnęłam się.
– Ty też nie. – teraz to on się śmiał, a ja stałam jak głupia z lekko otwartymi ustami. – Tak, aż tak widać. – uprzedził moje pytanie.
– No to zacznij.
– Eh, nie ma co mówić, sprawy rodzinne. I tak zaraz dowiesz się z mediów. – westchnął.
– Skoro i tak media o tym powiedzą to równie dobrze możesz mi powiedzieć i ty.
– Co tu dużo mówić. Rodzice postanowili się rozwieść. – spojrzałam na oszołomiona. Zawsze bowiem zdawało mi się, że państwo Richards są ułożoną i dogadującą się rodziną, a tu nagle bah!
– To już tak oficjalnie?
– Tak. Oświadczyli nam to wczoraj.
– Współczuję.
– A jak tam u twoich? – zaskoczył mnie pytaniem.
– Nie wiem nawet. Nie kontaktuję się z nimi, oni nie kontaktują się ze mną, za wyjątkiem co miesięcznego sprawdzania. – uśmiechnęłam się krzywo i w tym momencie nastała cisza. Patrzyłam chwilę na niego oczekując jakiejś reakcji, po czym przeciągnęłam się i wznowiłam temat. – Ale to mi nie przeszkadza. Czuję się nawet lepiej, że nie chcą narzucać mi swojej woli, chociaż trochę kontaktów od czasu do czasu by się przydało.
– To może zacznij od zadzwonienia do nich? – rzucił złośliwie.
– Też mi propozycja. Jak będę chciała to do nich zadzwonię.
– To po treningu, a póki co masz zabrać mi piłkę. – mówiąc to wybił wspomniany przedmiot z moich rąk i odbiegł kawałek czekając na mnie. Zaśmiałam się. Był to mój pierwszy szczery śmiech od naprawdę długiego czasu.

~ 13 października ~

Kiedy weszłam na przerwie obiadowej do jadalni mój wzrok spoczął na dwóch dziewczynach siedzących przy jednym z odległych stolików. Callie popijała jasne smoothie i śmiała się do swojej podopiecznej, ale kiedy zauważyła, że do nich zmierzał spoważniała i odwróciła wzrok.
– Mogę cię prosić na słówko? – spytałam starając się brzmieć w miarę pewnie. Blondynka spojrzała na mnie szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami. Po krótkiej chwili opanowała się jednak.
– Zaraz wrócę. – rzuciła szybko do towarzyszki, wstała i poprowadziła mnie kawałek w stronę baru. – O co chodzi? – zapytała chłodno. „Teraz albo nigdy”.
– Chciałam cię przeprosić. – oczy przyjaciółki tym razem prawie wyszły z orbit.
– Słucham? – odparła tradycyjnie trochę za głośno co przykuło uwagę kilku uczniów.
– To co słyszałaś. – uśmiechnęłam się. – Przemyślałam sobie parę spraw i stwierdziłam, że głupio postąpiłam.
– No nie przeczę. – wtrąciła się niespodziewanie. – Naprawdę byłaś dziwna przez ten miesiąc. – kąciki jej ust poszły w górę, a wzrok jechał oceniająco od dołu do góry.
– Wybacz. Pewna sprawa wymknęła się spod kontroli. – westchnęłam.
– Mówisz o narkotykach? – szepnęła. „Gdyby tylko o to chodziło...”.
– Tak. Wiesz, muszę się dowiedzieć kto za tym stoi i to jak najszybciej.
– Wiesz co. – spojrzała na swój stolik. – Zostawiłam tam Katie, nie chcę żeby czekała. – powiedziała na nowo swoim uroczym nieśmiałym głosikiem, mówiącym, że jest jej głupio.
– Jasne, nie ma sprawy. – odparłam. – To widzimy się na lekcji. – to mówiąc wyszłam z jadalni.
Nieco chwiejnym krokiem i ze wzrokiem wbitym w podłogę weszłam do klasy i czym prędzej zajęłam swoje miejsce. Starałam się opanować trzęsienie rąk jednak z marnym skutkiem. W ciągu piętnastu minut mogło się wiele wydarzyć, ale nigdy nie pomyślałabym, że przytrafi mi się akurat coś takiego.
Siedząc na jednej z ławek w pustym korytarzu zerknęłam na zegarek, który wskazywał 11:45. Zajęta ostatnimi przygotowaniami na lekcję chemii i słuchaniem muzyki nie usłyszałam nawet zbliżających się kroków. Dopiero, gdy poczułam przy sobie czyjąś obecność podniosłam głowę i spostrzegłam czterech chłopaków stojących nade mną. Musieli być z wymiany, ponieważ nigdy wcześniej ich tu nie widziałam.
– Chcecie czegoś? – spytałam w miarę miłym tonem i zdjęłam jednocześnie słuchawki.
– Ty jesteś Amanda? – zapytał stojący najbliżej mnie blondyn. Miał twardy, zagraniczny akcent, a w jego głosie było coś prowokacyjnego, takiego, że chciało mu się automatycznie dać w japę.
– Tak, a kto pyta? – starałam się dalej utrzymać przyjazny wydźwięk.
– Tomy. To ci powinno wystarczyć, bo nie zamierzam mieć więcej z tobą do czynienia. – to mówiąc zaśmiał się, a cała jego wesoła gromadka, jak małpy w zoo, powtórzyła za nim. Teraz już nawet nie starałam się utrzymywać pozorów. Wstałam i zmierzyłam go chłodno wzrokiem.
– Ciekawe dlaczego.
– Może dlatego, że od teraz to ja odpowiadam w tej szkole za prochy. – gdy usłyszałam ostatnie słowo, aż mnie zamurowało. – I powiem ci jedno. Nie waż się więcej dawać tym twoim ziomkom żadnej trawki albo będziesz mieć z nami do czynienia.
– Grozisz mi? – na powrót przybrałam maskę chłodnego opanowania. – Ty chyba jeszcze nie wiesz...
– Bla bla bla, Elita i te sprawy. Myślisz, że mnie coś obchodzą te wasze durne zasady? Żadna pieprzona Elita z farbowaną lalką na czele nie będzie mi mówiła co mam robić. Jeszcze zobaczą, że my też potrafimy o siebie zadbać, nawet jeśli dopiero tu przyszliśmy. – To mówiąc wraz ze swoją świtą skierował się w stronę schodów. Ostatkiem sił chwyciłam za telefon i zadzwoniłam do Margareth.
– Mamy problem.
– O co chodzi?
– Znalazłam dilera. Spotkajmy się po lekcjach.

~

Czekałam na nią w szatni, ze zdenerwowania stukałam palcami.
– Hej. – podeszła do mnie.
– Hej, dobrze, że już... – nie dane mi było dokończyć, gdyż nagle rozległy się donośne krzyki.
– Jak mogłeś mi to zrobić! – wrzasnęła dziewczyna, której długie włosy przechodziły od łososiowego różu do jasnego wrzosu, a był to nie kto inny jak Jolanda – młodsza siostra mojej rozmówczyni.
– Co takiego? – spytał zmieszany ciemnowłosy chłopak stojący przed nią.
– Jak mogłeś mnie zdradzić? Jeszcze przebolałabym to gdyby to była jakaś ładna dziewczyna! Ba! Nawet brzydką bym przebolała! Ale chłopak! – warknęła ponownie, a uczniowie, którzy właśnie mieli wychodzić stanęli w oczekiwaniu na rozwój wydarzeń.
– Ale Jola, to nie tak jak myślisz. – bronił się młodszy. Jolanda chyba miała jeszcze coś powiedzieć, ale w tym samym momencie spostrzegła nas i skierowała swoje nerwowe kroki w najbardziej oczywistym kierunku.
– Mar, zrób coś! – rzuciła błagalnie do fioletowowłosej. Ta spojrzała na nią z udawanym zmieszaniem.
– Ale co mam niby zrobić? – spytała powstrzymując śmiech.
– Nie wiem! Najlepiej daj mu jakąś karę! Albo wywieś kartkę!
– Kartką to istny akt desperacji. – uśmiechnęła się do siostry. – I bez sensu dawać mu karę, skoro nic złego dla nas nie zrobił, prawda Lukas? – spojrzała na chłopaka, a ten pokiwał z nadzieją głową. – No widzisz. Rozwiążcie to między sobą, ale tak, żeby nie musiała na to patrzeć cała szkoła.
– Rrrr! – warknęła rozwścieczona do granic możliwości Jola i czym prędzej opuściła pomieszczenie ciągnąc za włosy swojego najprawdopodobniej byłego już chłopaka.
Kiedy weszłyśmy do pokoju Elity i usiadłyśmy już wygodnie Margareth rozpoczęła rozmowę.
– No więc powiedz o co chodzi z tym dilerem.
– Wiem kto rozprowadza narkotyki wśród młodszych uczniów i chciałam cię prosić, żebyś go sprawdziła.
– Eee, no dobrze. To podaj mi jego dane. – odparła wstając i sięgając po zeszyt leżący na pobliskiej szafce.
– Z tym może być mały kłopot. – spojrzała na mnie pytająco. – Podał mi tylko swoje imię albo nawet ksywę, Tomy.
– Rozumiem... – zastanowiła się chwilę. – To powiedz chociaż jak wyglądał.
– Krótkie, ciemne blond włosy, pociągła twarz, krzaczaste brwi, ciemne oczy i głupkowaty uśmiech.
– Dobrze...
– A, i miał jeszcze zagraniczny akcent, taki twardy, zdaję się, że niemiecki.
– Dobrze, to powinno mi wystarczyć. Idź do domu i postaraj się tym nie przejmować. Postaram się coś wykombinować z Richards'ami. – puściła mi oczko.

– Mam nadzieję, że coś wam się uda. – uśmiechnęłam się na pożegnanie i wyszłam z pomieszczenia.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz